Listopad kojarzy nam się z brzydką pogodą – szarą, burą, smutną i deszczową (o, taką właśnie, jak za oknem!). Nie zawsze jednak tak jest – dowodzi tego chociażby nasz ostatni spacer nad Jeziorką; a jak patrzymy teraz na zdjęcia z Beskidów sprzed paru lat – to aż nam się nie chce wierzyć, że to listopad, a nie wiosna… A więc na poprawę humoru fotorelacja z naprawdę słonecznej jesieni!
Beskid Wyspowy to nie są góry wysokie, ale potrafią dać w kość, jeśli się zdobywa za jednym zamachem więcej niż dwa szczyty… Wyjazd był więc intensywny – jest co wspominać 🙂
Dzień 1.
Myślenice – Uklejna – Śliwnik – Kudłacze – Łysina – Lubomir – Wierzbanowska Góra – Kasina Wielka – Śnieżnica (ośrodek)
42 GOT
Taaak, podchodzenie pod Śnieżnicę po ciemku wzdłuż wyciągu po bardzo intensywnym dniu to próba charakteru 🙂
W lesie listopadowym…
Widok spod Działku
Obserwatorium astronomiczne na Lubomirze
Dzień 2.
Śnieżnica (ośrodek) – Śnieżnica – Kasina Wielka – Lubogoszcz – Kasinka Mała – Szczebel – Tenczyn
38 GOT
Były skałki, były i strome podejścia. Szczebel zdobyty po ciemku ukoronował dzień, a znicz płonący pod krzyżem zrobił wrażenie na długo.
Skałki na Śnieżnicy
Widok na pasmo Lubomira
MY
Pożegnalny widok na Śnieżnicę – tam niedawno byliśmy!
Jak mawiał mój wspaniały Chemik z liceum (chodzący po górach, a co!) – “błogie błotko”
Dzień 3.
Tenczyn – Lubień – Zembalowa – Tokarnia – Kotoń Zachodni – Kotoń – Kotoń Zachodni – Balinka – Trzebunia
31 GOT
O podejściu przez krzaki na Zembalową moje nogi pamiętały długo – jakoś nie miały ochotę na integrację z jeżynami…
U krótkonogich zejście po ciemku do Trzebuni po czymś, co przypominało uprawy tarasowe, wywołało słowa niezbyt cenzuralne…
Zembalowa
W Kalwarii Tokarskiej
Pawie na plebanii
Ściemnia się
Kościół w Trzebuni
Dzień 4.
Trzebunia – Parszywka – Koskowa Góra – Groń – Stołowa Góra – Groń – Osielec
30 GOT
Dla odmiany – Beskid Makowski na łagodnie i widokowo, za to z quadami na każdym kroku.
Głodny dzień – pamiętam krojenie chleba na kawałki niewiele grubsze niż milimetr (przydał się niekruszący chleb) i posmarowane odrobiną tuńczyka – wyszło aż 12 z małego kawałka!
Listopad!
Beskidy (wszystkie) są od odawna w moim sercu. Mimo że nie są to monumentalne góry, bez strzelistych turni i wielkich przepaści, to jednak mają swój niepowtarzalny klimat. Uwielbiam!
też kocham Beskidy, w każdej z odsłon pór roku… 🙂
One po prostu są takie swojskie i sielskie, choć potrafią dać w kość (ale to i Świętokrzyskie potrafią 😉
To że mogą dać w kość, to przekonałam się nie raz i w zimie i w upale i w deszczu i w błocie 🙂 są to również te polskie góry, w których gubię się najczęściej 😀
Paradoksalnie – jedną z naszych większych porażek i porachunków do rozliczenia – są Kiełki (452 m n.p.m., najwyższy szczyt Pasma Orłowińskiego), które pokonały nas ze względu na pogodę, panujące warunki, ogólne nasze zmęczenie i panującą wokół ciemność 😉 Byłaś?
Tam akurat nie 😉 ale wszystko przede mną!
ale widoki i ile łażenia 🙂
Piękne zdjęcia i ciekawe trasy… aż się rozmarzyłam i sama wróciłam pamięcią do swoich beskidzkich wycieczek. Nie do wiary, że jestem już taka stara, ale kiedy sama byłam ostatnio na Lubomirze, to obserwatorium było jescze w budowie 😛
Za to pewien listopadowy wyjazd w Pieniny pamiętam dokładnie, bo śniegu było po kolana (i wyżej) – tak to pogoda w górach figle płata – Wam się widać trafiło wyjątkowo długie lato 🙂