Na Snowdonię “zachorowałam po jednym ze slajdowisk warszawskiego SKPB. Stwierdziłam, że muszę tam pojechać – i już. Pragnieniem zaraziłam Kubę, no i pojechaliśmy.
Początki nie zapowiadały się zbyt różowo – lotnisko w Liverpoolu, dokąd dolecieliśmy tanimi liniami, powitało nas deszczem. W Beddgelert w Walii, skąd mieliśmy wyruszyć na Snowdon, było jeszcze gorzej. Za to jak kolorowo mimo szarości chmur! A to dzięki kwitnącym wszędzie kwiatom.
Beddgelert
Widok z kempingu
Na kempingu sprawdziliśmy prognozy pogody – na najbliższe dni zapowiadali zimno i “light showers”. “Nie brzmi źle” – pomyśleliśmy i następnego dnia ruszyliśmy z ambicją wejścia na Snowdon (1 085 m n.p.m.).
Początek szlaku w Beddgelert przypominał zaczarowany ogród: bujna roślinność, ukryte bramki, murki, strumyczki… i spore podejście w górę.
Znak szlaku
Wyżej zrobiło się bardzo mokro, a jak się okazało, “light showers” to opady wprawdzie przelotne, jednak potrafiące przemoczyć do suchej nitki. I następują po sobie raz po raz.
Wyżej stałym elementem krajobrazu Snowdonii okazały się owce, murki oddzielające pastwiska i drabinki dla turystów umożliwiające przejście. Pierwszą pokonaliśmy dość nieśmiało, nauczeni polskimi zwyczajami, zastanawiając się, czy zaraz zza rogu nie wyskoczy ktoś z awanturą, że wchodzimy na jego terytorium, ale potem się przyzwyczailiśmy do stałych elementów gimnastyki (z ciężkimi plecakami z namiotem i zapasem jedzenia jeszcze z Polski było czasem ciekawie).
Przejście
Owce na chwilę przed deszczem
Przejście zajęło nam sporo czasu, do tego przemokliśmy na tyle, że zdecydowaliśmy Snowdon odłożyć na dzień kolejny.
Widok z kempingu w Nantgwynant chwilę po deszczu
Trasa (zaznaczamy też różnice wysokości, bo choć Snowdonia nie ma wysokich gór, to wchodzi się tam praktycznie z poziomu morza…):
Beddgelert – Coed Graflwyn 1 0.75km
– Hafod-y-porth (skrzyż.) 3 1.6km, 140^
– Nantgwynant (camping) 5 3.5km, 110^
9 GOT (tylko – a cały dzień!)
Kolejny dzień powitał nas słońcem i … prognozą kolejnych “light showers”. Ponieważ podeschliśmy, zdecydowaliśmy się na Snowdon. Tym razem większość “pryszniców” przeszła gdzieś obok…
Początek drogi
Owce są wszędzie!
Ciekawe ostrzeżenie 🙂
Snowdon w pełnej krasie
Na szczycie mało mnie nie zwiało
Mewa…
Na szczyt można też wjechać kolejką…
Góry zielone…
Trasa:
Nantgwynant – Watkin Path – Snowdon (1085) 16 5.5km, 980^
– Llanberis Path – Llanberis 7 7.25km, 980v
(ok. Dolbadarn Castle)
– Nant Peris (camping) 3 2.6km
26 GOT
Powinnaś ostrzegać, że Twoja relacja spowoduje ciężkie zachorowanie na Snowdonię. Jestem zachwycona: te drzewa, te przestrzenie…ależ tam pięknie!! Czekam na więcej!! 🙂
Z ciężkim zachorowaniem poczekaj na drugą część relacji 🙂
Ale tam pięknie! I te owce… Pozytywnie zazdraszczam 🙂
Jak słusznie zauważyła Druga Połowa zespołu, były też mewy… na samym szczycie. Dowód rzeczowy uzupełnię 🙂
Piękne rejony i piękne zdjęcia:) czekam na kolejną część relacji:)
Pierwszy raz widzę relację z tego miejsca …. aż się chce spakować plecak i ruszać 🙂
Pingback: W stronę Adama i Ewy – Tryfan. Snowdonia, cz. 2 | W podróży przez życie