Do niedawna prawie każdego Sylwestra spędzaliśmy w górach. W tym roku się nie uda, ale już za nie za długi czas trzeba będzie wrócić do tej tradycji… Tymczasem wspominamy Gorce zimą – dziś krótki opis dwóch wycieczek, w skrajnie różnych warunkach pogodowych…
Początek wyjazdu sylwestrowego – wycieczki na Gorc i Turbacz – były dla mnie, z różnych powodów nielekkie, i fizycznie i psychicznie, dopiero przesilenie nastąpiło na najpiękniejszej wycieczce wyjazdu, ale o tym w następnym odcinku…
Gorc (1228 m n.p.m.)
Trasa: Ochotnica Górna – Jaworzynka Gorcowska – Gorc – Wierch Młynne – Młynne – Ochotnica Dolna >> Ochotnica Górna
20 GOT
Dzień był pochmurny, coś prószyło, a przede wszystkim wilgoć była wszędzie, więc po przejściu przez Gorc przypominaliśmy bałwanki, a chodzenie było mozolne.
Nasz ślad w śniegu
Pod szczytem – widoczność jak widać…
Na koniec trochę się przejaśniło…
Turbacz (1310 m n.p.m.):
Trasa: Ochotnica Górna – Przysłop – Jaworzyna Kamienicka – Turbacz – Kiczora – Wierch Znaki – Ochotnica Górna
31 GOT
Tego dnia pogoda mimo wiatru była piękna, a szło się nam nieco ciężko, bo po długim nocnym oczekiwaniu na nadejście Nowego Roku. Dość liczną grupą wybraliśmy opcję biegówkowo-pieszą, po której utwierdziłam się w przekonaniu, że jednak biegówki lubię przede wszystkim po płaskim.
Wycieczka skończyła się późno, przy towarzyszącym załamaniu pogody, najodważniejsi z nas zjeżdżali wąską ścieżką po ciemku na turówkach, ja jednak skorzystałam z pomocy kolegi, który wspaniałomyślnie zaoferował się znieść moje narty (baba! 😛
Ja po kilku biegówkowych zjazdach zaliczyłam bowiem “zjazd” kondycji…
Drapiemy się pod górę
Pogoda się psuje…
Jaaaaaaaadę!
Schronisko w zawiei
Sylwestra w Goracach też kiedyż przeżywałam (jest to słowo klucz). Prawie 24h trekkingu, zagubienie się i bycie w czarnej d*pie, Sylwester gdzieś lecz nie wiadomo gdzie, dotarcie na Turbacz o 3 nad ranem i wystraszenie imprezujących tam ludzi, którzy pomylili nas z zombie oraz powrót pociągiem o 7 rano do Warszawy. Szalony to był czas, ale jest co wspominać 😉
to w porównaniu z tym nasz był rekreacyjny 🙂
Mój sylwester też był ok, ale gdy wróciłam do Wawy wyglądałam jak człowiek buszu i straszyłam ludzi w komunikacji miejskiej 😛
Pingback: Hala (o)Pisana na biało – Beskid Sądecki | W podróży przez życie
Uwielbiam Gorce, a na Turbaczu jestem przynajmniej raz w roku! 🙂 pozdrawiam ciepło