Przeciętny czterolatek zadaje kilkaset pytań dziennie. Jeśli do tego jest tak wygadany jak Starsza M. – dorosły chwilami znajduje się na granicy “pytaniowego obłędu”. Co jednak dzieje się, gdy zamieniamy się rolami?…
Zrobiliśmy eksperyment. Starsza M. została zasypana dziesiątkami pytań… i dała radę, z anielską cierpliwością odpowiadając na nie, mimo że czasem bywały irytujące. Nie, nikt jej nie zaczarował, po prostu próbowała przechytrzyć Magicznego Jinna – w naszym przypadku specjalistę od przedmiotów codziennego użytku. I nawet dwa razy (na setkę) wygrała!
Ale po kolei. Magiczny Jinn – przedmioty to elektroniczne “zwierzątko”, które rzuca wyzwanie. Dziecko ma za zadanie wynaleźć w domu przedmiot codziennego użytku, schować go za plecami i… wyłącznie odpowiadać na pytania Jinna: tak, nie, nie wiem, to zależy. A Jinn zgaduje, co dziecko wybrało, analizując odpowiedzi. Zazwyczaj – mu się udaje zgadnąć. Ale prowadzi do tego długa droga pytań i odpowiedzi, która potrafi być żmudna (zwłaszcza, że zdarza się czasem, iż pytania się powtarzają w ciągu jednego “cyklu”; a odpowiedzi wymagają starannej wymowy, Jinn bowiem – mimo całej inteligencji – jest jedynie zgrabnie zaprogramowanym komputerem i “nie rozumie” mamrotania pod nosem) – zazwyczaj jednak nie dla dziecka, a dla przysłuchującego się zabawie dorosłego. Starsza M. bowiem odpowiada z anielską cierpliwością, zadziwiającą, jak na nią. I w tym tkwi chyba największa zaleta i magia tej zabawki – nie w tym, że zapewnia trochę czasu świetnej rozrywki, nie w tym nawet, że uczy mówić starannie, lecz w tym, że pozwala dziecku spojrzeć na mechanizm pytań i odpowiedzi “z drugiej strony lustra”, a także – uczy je cierpliwości…