“Przyszedł baran do barana
I powiada: „Proszę pana,
Nogi bolą mnie od rana,
Pan mnie weźmie na barana”.
Baran tylko głową kręci:
Nosić pana nie mam chęci…”
(Jan Brzechwa, Baran)
Zbocza Jaworzyny Krynickiej, rejon Diabelskiego Kamienia. Ja IDĘ! Zeszłam właśnie z góry, samej góry! Parę kroków, wtem jakiś korzeń – bam! I “TATAAAAAAAAAAA!” A Tata bierze mnie na barana. Jedno z moich pierwszych wspomnień górskiej wyprawy, miałam wtedy coś koło 3-4 lat i zdobyłam Jaworzynę Krynicką. Metodą kombinowaną, trochę na własnych nogach, trochę – na barana. Patrząc z perspektywy czasu, szczerze podziwiam mojego Tatę za siłę ducha i ramion, bo dzięki temu jako nieco podrośnięte małe dziecko zobaczyłam spory kawałek gór – nie tylko dolin. Podziwiam też, bo ja na barana nosić nie umiem. Buntuje się mój kręgosłup, psychika roztacza wizję spektakularnych upadków, a M. wygina się we wszystkie strony. Zrezygnować ze spacerów (też tych dalszych) nie chcę, pozostają więc nosidełka w wersji Toddler – czyli “dla starszaka”. Kiedy M. była znacznie mniejsza, nosidełka Toddler wydawały nam się lekką przesadą – przecież trzylatek już chodzi. No właśnie – chodzi, ale jak…
Dystans, jaki są w stanie naraz pokonać nóżki przeciętnego dwu- czy trzylatka, to w porywach do kilku kilometrów. W dodatku – w zależności od okoliczności towarzyszących (dnia, humoru, stopnia wyspania). Jeśli chcemy pójść na dłuższy spacer, musimy liczyć się z możliwością organizacji “podwózki”, bo nawet jeśli zaplanujemy dystans, który normalnie nie sprawia dziecku trudności, to możemy trafić na “ciężki dzień” i parę metrów może okazać się problemem. Ponieważ nie chcemy, by chodzenie kojarzyło się M. ze zmuszaniem, to motywujemy, zachęcamy, opowiadamy, bawimy się. A kiedy to nie pomaga i M. chce “podwózkę” – bez wyrzutów sumienia nosimy. Nieważne, że czasem niektórzy piorunują nas wzrokiem “takie duże dziecko i nie na własnych nogach”. Takie osoby najczęściej nie wiedzą, że to duże dziecko wcześniej naprawdę wiele przeszło na własnych nogach i należy mu się odpoczynek.
Przez nasze ręce (a raczej plecy) przeszły dwa nosidełka ergonomiczne Toddler – Tula Baby Carriers oraz LennyLamb. Wybór nosidełek ergonomicznych nikogo, kto nas zna, nie zdziwi (a jeśli jeszcze nie wiecie, dlaczego je kochamy, zajrzyjcie tu czy tu), a nosidełka Toddler Tula i LennyLamb łączy wiele. W skrócie – są miękkie i wygodne dla dziecka oraz rodzica, wykonane z przewiewnego a jednocześnie wytrzymałego i nośnego materiału (w obu przypadkach jest to 100% bawełna). Są porządnie wykonane, Tula służy nam już kolejny rok i można śmiało powiedzieć, że jest niezniszczalna. Oba nosidła umożliwiają noszenie dziecka z przodu oraz na plecach (nie odważyłam się próbować nosić starszaka z przodu – to ciężkie doświadczenie dla kręgosłupa), zawsze przodem do rodzica.
LennyLamb
Tula
Co ważne przy noszeniu starszaka – są poręczne i nie zajmują dużo miejsca, łatwo je zwinąć i upchnąć w plecaku; LennyLamb ma w komplecie elegancką torbę, która umożliwia jeszcze lepsze skompresowanie nosidła, sprawiając, że szelki nie plączą się po plecaku; może też samodzielnie służyć do przenoszenia.
Torba do nosidełka LennyLamb
Oba nosidełka bez problemu zmieszczą naszą wysoką trzylatkę, są więc duże, przy czym LennyLamb ma trochę dłuższy panel, przez co jego górna część wydaje się luźniejsza mimo że tak naprawdę Tula jest szersza (Tula – 45 cm wysokości i 48 cm szerokości; LennyLamb – 48 cm wysokości i 45 cm szerokości). Paradoksalnie więc Tula leży lepiej na szczuplejszym, a LennyLamb – na pulchniejszym dziecku.
Tula
LennyLamb
Tula jest co nieco szybsza w zakładaniu i zdejmowaniu (ma tylko 2 miejsca regulacji pasków – na piersiach i przy pasie biodrowym); LennyLamb można za to dokładniej dopasować (paski do regulacji są w 3 punktach); ma też dodatkowe zabezpieczenie klamry przed przypadkowym odpięciem.
LennyLamb ma bardziej płaskie i miękkie: pas biodrowy i osłonki na ramiona. Pas biodrowy mniej się wbija w biodra przy cięższym dziecku niż Tula, za to może lekko obcierać przy dłuższym noszeniu.
Oba nosidełka mają kapturki – osłonki przed wiatrem i zimnem, stabilizujące też główkę w czasie snu. Kapturek w LennyLamb jest grubszy i większy niż w przypadku nosidełka Tula, przez co niezbyt duża głowa M. trochę w nim “tonie”. Jest on za to w kolorze nosidła, dzięki czemu nie ściąga tak promieni słonecznych w upalny dzień, co jest dużą przewagą nad Tulowym standardowo czarnym kapturkiem. Tula ma kapturek odpinany – można więc go schować, gdy nie jest nam potrzebny (lecz też – i zgubić).
LennyLamb
Tula
Oba nosidełka są intuicyjne i wygodne w użyciu, zarówno dla noszącego, jak i noszonego. Myślę, że bez problemów udźwigną też sporo cięższe dziecko niż nasza M. i posłużą na długo. Jak dla mnie – nie da się powiedzieć, które z nich jest lepsze, a które gorsze – detale, którymi się różnią, sprawiają, że zaspokajają różne potrzeby i gusty.
***
Short English version – Tula Toddler (standard collection) vs LL Ergo Toddler
I’ve been wearing inTula for ages so I’m used to it and find very comfortable. LL Ergo is similar to it but you can find some important differences.
First of all, the material used. My first impression when I took the LL Ergo (100% cotton) from a very elegant bag was: “Sooo soft!”. It’s much softer than Tula from a standard collection and fits better. Both are carefully made from best materials.
Secondly, size. LennyLamb is slightly bigger and higher (Tula – 45 cm high i 48 cm wide; LennyLamb – 48 cm high 45 cm wide) – it must be perfect for bigger and heavier children than my tall but slim 3yo (we find Tula dimensions more suitable for us).
In LennyLamb carrier the hood is bigger (perfect for older/higher children!) and you cannot untie it (and lose).
One thing I really disliked about the LL was to adjust it correctly – it took too much time due to too many straps and buckles (but as far as I know new series are much easier). Straps seem to be softer (and gentle to my delicate hips and arms) but slightly thinner than those in Tula.
I really love both of them!
Ja muszę powiedzieć, że mam duży szacunek dla mam/tatów, którzy noszą 2-latka w nosidle miękkim. Ja mam dość po 5 minutach. Ciężko, niewygodnie, gorąco, masakra! Masakra!! I noszeniu na barana nie wspominając.
Jak dla mnie dla tak dużego dziecka – tylko nosidło turystyczne. No chyba, że to faktycznie tylko bardzo awaryjnie.
A nóżki mojego 2,5-latka w ostatni weekend zrobiły 20km po górach. Także nie do końca jest prawdą, że małe dziecko nas aż tak ogranicza. Starszy syn w wieku 3,5-lat przestał używać nosidła i robi kilkunastokilometrowe trasy po Beskidach.
Czasem po prostu sami ograniczamy nasze dzieci, bo się nam wydaje, że nie dadzą rady.
Oczywiście, że małe dziecko nie ogranicza – zgadzam się w 100%. Otwiera nowe możliwości. Dzięki temu, że ostatnio w Beskidzie Niskim trasy planowaliśmy “pod dzieci”, odkryliśmy kilka pięknych dolin, na które wcześniej, w gonitwie od szczytu do szczytu, nie było czasu.
Staramy się nie ograniczać M., jak pisałam – zachęcamy do samodzielnego chodzenia, ale też nie zmuszamy, gdy jej brak sił. Wolę trochę więcej ponosić niż mieć dziecko, które nie chce wychodzić na spacer, bo kojarzy go ze zmuszaniem do chodzenia…
a co do nosideł – każdy nosi w tym, co lubi – na szczęście jest duży wybór na rynku 🙂 ważne, by noszący i noszony dobrze się z tym czuli, a obojętne w czym (byle zdrowo) – ważne, by jednak na ten spacer pójść zamiast siedzieć w domu i ograniczać się do aktywności dom-plac zabaw (choć ten ostatni też jest potrzebny, i to bardzo, ale nie jedynie).
widzisz, u mnie jest odwrotnie: mam takie same wrażenia – jak Ty co do ergonomicznego – co do nosidła turystycznego; jest mi ciężko i niewygodnie 🙂
dla mnie nosidło turystyczne to dodatkowe 2-2,5 kg dla moich pleców, a czy noszę 15 z niedużym hakiem, czy prawie 18 kg to dla mnie spora różnica. Poza tym – jak pisałam – obecnie M. chodzi sporo, potrafi przejść naprawdę dużo, a nosidło jest wsparciem/alternatywą na sytuacje, gdy jest zmęczona, co przydaje się na dłuższym spacerze. Ma w tej chwili 3 lata i jak patrzę na jej rówieśniczki (także “turystyczne”), chodzi naprawdę nieźle, z chłopcami trudno porównywać, oni są chyba jednak nieco silniejsi. Kilkunastu kilometrów na jednym spacerze jeszcze nie zrobi, jej rekord to ok. 8 km (z odcinkiem “w dół”), więc jak jesteśmy na dłuższym spacerze, to potrzebuje dłuższych chwil wypoczynku i drzemki – oczywiście, by iść potem dalej 🙂 W takiej sytuacji ja lubię nosidło, które zwinę i wsadzę do plecaka 🙂
Prawdę mówiąc tez wolę miękkie ergonomiki. Przez moje ręce przeszło ich kilka (choć żaden z niech nie był moją własnością) a na c odzień i na wyprawach noszę w własnoręcznie uszytych Mei Tai. Jedyny minus takiego nosidła jaki dostrzegam to bardzo mokre plecy 😉
Umarłam, jak zobaczyłam jak przenosicie wózek 🙂 Szacunek! Mamy Tulę od niedawna. Na razie nosimy tylko naszego niemowlaka, starszej córci nie próbowaliśmy, ale chyba się skusimy.Dziś na spacerze po lesie tata robił za barana 😉
Zdecydowanie wolę nosić dziecko w nosidle niż w wózku, ale co zrobić, jak nie ma wyjścia 😉
No, podziwiam- w życiu bym się nie zdecydowała na noszenie 15 kg – w nosidle czy bez 🙂
U nas dopóki mieliśmy nosidełko, dopty corka była zmęczona i całkiem często musiała z niego korzystać. Gdy się go pozbyliśmy- natychmiast zmęczenie zniknęło i chciała chodzić całymi dniami.
Trochę to tak, ze majac możliwości – korzystamy z nich, dla wygody. Ale często nie mając- w ogóle man to nie przeszkadza.
plecak 15 kg też nieraz zdarzało mi się nosić (z namiotem itp. 🙂
a sposób owszem, wypróbujemy, ale dopiero jak Młodsza M. będzie wyrastać z etapu noszenia. Póki co Starsza i tak widzi fakt noszenia dziecka 🙂