Pamiętacie “Tajemnice wiklinowej zatoki”? My mieliśmy okazję poczuć klimat tego sympatycznego serialu na własnej skórze, kiedy – w pochmurny i mglisty dzień – wybraliśmy się na spacer po Sierakowskim Parku Krajobrazowym.
Plany były spore – zrobić kilkanaście kilometrów po lesie (z dwójką maluchów, w krótki jesienny dzień – to jest wyzwanie), zobaczyć Jezioro Kłosowskie z rezerwatem Czaple Wyspy oraz Jezioro Mnisie i rezerwat Mszar nad Jeziorem Mnich. Skończyło się na tym pierwszym, choć spacer ani krótki, ani bezwysiłkowy nie był.
Otóż prawie od samego początku ścieżka nad Jeziorem Kłosowskim okazała się – delikatnie mówiąc – zarośnięta, a dodatkową atrakcją były poprzewalane w poprzek ścieżki pnie drzew, zapewniające nam skoki przez płotki co parę metrów. Na początku myśleliśmy, że jest to działanie ludzi, nielubiących motocykli crossowych i quadów na szlakach (co jest niestety plagą w Wielkopolsce), jednak potem dostrzegliśmy, że drzewa te są pięknie popodgryzane – przez bobry.
Pójdziemy tu… a potem… tam!
Na (jeszcze) szerokiej drodze
Robi się gęsto, ale póki co ścieżka jest
Szero-buro… ale czy bezbarwnie?
Szlak zapuszczał się dalej w bobrzą krainę, by w końcu zaniknąć wśród podmokłych szuwarów. Po bezskutecznych (i mokrych) próbach odnalezienia go (widzieliśmy go raz na drzewie w stojącej wodzie w bagienku), porzuciliśmy ten zamysł i szliśmy przez jakiś czas wzdłuż brzegu prowizoryczną ścieżką, a następnie – wróciliśmy do samochodu jedną z przecinek. O dziwo – mimo że sieć dróg średnio pokrywała się z mapą – trafiliśmy bezbłędnie.
Widoków pięknych było niewiele, siąpiąca od połowy spaceru mżawka je dodatkowo przesłoniła. Za to i Starsza M., i my mieliśmy niepowtarzalną okazję podejrzeć pracę bobrów – od strony serca ich królestwa. Widzieliśmy nie tylko poobgryzane pnie i minitamy, lecz także – żeremia.
Gdzieś pośród zarośli
Ptasiory