Pierwszy raz w Białowieskim Parku Narodowym byłam poza jakimkolwiek sezonem, na styku lutego i marca, na biegówkowym weekendowym wypadzie w małym gronie znajomych. Do Białowieży przyjechaliśmy jakoś po północy w piątek i zmęczeni marzyliśmy tylko o tym, żeby się rozpakować i pójść spać. Nie było nam to jednak dane, gdyż, jak się okazało, mieliśmy na noclegu współlokatora – niemieckiego doktoranta, piszącego pracę o zwierzętach w Białowieży. Ów dość oryginalny człowiek wprawdzie słabo już trzymał się na nogach wskutek intensywnego rozgrzewania się różnego rodzaju napojami (faktycznie, na noclegu ciepło nie było), postanowił jednak urządzić nam wykład o wilkach w parku, o ich liczebności, trasach i tym, że w tym roku są wyjątkowo głodne… Rano zwinęliśmy się możliwie szybko na spacer, który zajął nam dużo czasu – kończyliśmy go, gdy robiło się porządnie szaro, a w tle słyszeliśmy przeciągłe wycie… Nie ma co, nastrojowo było. Kolejne wizyty w Białowieskim PN-ie upłynęły już w mniej “dramatycznej” atmosferze, ale zawsze towarzyszyło im poczucie kontaktu z pewną dzikością przyrody i jej naturalnym pięknem.
Obręb Ochronny Rezerwat (dawniej Hwoźna) i okolice Starego Masiewa
Obręb Ochronny Orłówka (zwiedzany z przewodnikiem)
Carska Tropina
Topiło
Okolice Białowieży
Białowieża
Rezerwat pokazowy żubrów
Miejsce Mocy