Zaczęło się zwyczajnie. Wieczór, pora czytania na dobranoc. Chwytamy książkę, otwieramy i… dzieje się coś niezwykłego. Mój spokojny język postanawia dokonać aktu secesji, uwalnia się i zaczyna harce. Dzikie harce. Wywija hołubce, radośnie podskakuje i skręca się w serpentynkę. Ucieka do kąta i zawadiacko na mnie łypie…
Mało ostatnio na półkach księgarń książek dla dzieci, przy których język rodzica ma tak szaloną uciechę, jak przy Bobry mówią dzień bobry – znajdujące się w tomie wierszyki są lekkie i przyjemne, tchną pogodą ducha i zabawą słowem. Widać, że pisząc je, Wanda Chotomska bawiła się świetnie. Bawi się i dorosły, wyruszając tropem dowcipnych neologizmów, absurdalnych i zaskakujących skojarzeń słów oraz wykorzystania znaczeń aż do granic możliwości i ponad nimi.
(…) Patrzy na niego filiżanka,
butelki wyciągają szyje.
– Pęknę ze śmiechu! –
myśli szklanka –
on wprost z wazonu wodę pije!
Łyżeczka
młynka kręci w szklance,
a gruby dzbanek z porcelany
szepce do ucha filiżance:
– Ten klient chyba jest
n a r w a n y
Bez
Bawi się także kulturą i tradycją:
“G d y b y m ci ja miała
skrzydełka jak gąska” –
tobym się nie nazywała
Wanda Chotomska (…)
Pióra
Zaskakująca humorystyczna pointa jest mocną stroną niejednego z utworów. Mnie całkowicie rozbroiła zamiana ról w wierszyku o tygrysach:
G d y b y
tygrysy jadły irysy,
toby na świecie nie było źle,
bo każdy tygrys
irysy by gryzł,
a mięsa wcale nie.
Jakie piękne życiorysy
miały wtedy by tygrysy!
(…)
Tylko jest kwestia,
że taka bestia
straszny apetyt zazwyczaj ma –
zapas irysów
w paszczach tygrysów
zniknąłby w ciągu dnia
W sklepach byłyby napisy:
“Brak irysów przez tygrysy”
(…)
Każdy z zemsty za irysy
powygryzałby tygrysy
i ze złości nie zostawił ani kęsa,
gdyby tygrys jadł irysy zamiast mięsa.
Gdyby tygrysy jadły irysy
Zagorzały akademik doszukałby się tu jakichś nawiązań do chiazmu, ale… dzieci nie interesują środki stylistyczne rozebrane na części. Obchodzi je za to ich efekt, a wierszyki brzmią świetnie (i wyglądają, bo towarzyszą im dowcipne rysunki Bohdana Butenki – szkoda tylko, że czarno-białe): są rytmiczne, że maluch – mimo że nie rozumie, o co chodzi, podryguje, starszakowi natomiast – wpadają w ucho i prowokują do pytań. Lekkie i przyjemne, a pozbawione nadmiernie stosowanego obecnie w książkach dla dzieci lukru. Wesołe i radośnie rozhopsane – jak beztroskie dzieciństwo, w którym przecież wszystko jest możliwe…