Nie bylibyśmy sobą, gdyby…

Nastał dzień, kiedy mieliśmy przejechać z Tatr w Bieszczady: coś pod 5 godzin jazdy, więc planowaliśmy przejazd + mały spacerek po trasie. Wyszło zupełnie inaczej, bo przecież nie bylibyśmy sobą, gdyby…

Ale po kolei. Według naszej gospodyni – w lipcu tego roku w Tatrach były 4 dni murowanej pogody. W sierpniu – jeszcze gorzej. Przyjechaliśmy we wrześniu – lało. No i teraz, gdy właśnie mieliśmy jechać, zrobił się jedyny dzień pięknego słońca, z idealną prognozą (następnego już miało znów padać). A my mieliśmy ten czas spędzić w samochodzie???

O, nie!

Szybki przegląd mapy i zastanowienie się, co mogłoby być w miarę krótkie i ładne, a w dodatku – trochę po drodze. Wybór padł na Rusinową Polanę i Gęsią Szyję, gdyż w Bieszczady planowaliśmy jechać przez Słowację i okolice przejścia granicznego w Łysej Polanie bardzo nam pasowały. Ruszyliśmy.

Krótko to nie wyszło, bo…

Po pierwsze – utknęliśmy w korku do Palenicy (poza sezonem, nie chcę wiedzieć, co się tam dzieje w sezonie). Po drugie – szlak na Gęsią Szyję okazał się być w remoncie i wchodziliśmy jakimś błotnym ślizgiem (usunięto wszystkie wzmocnienia ścieżki i jeszcze wyrównano, a tam stromo jest) i podejście zajęło nam dużo czasu. W dodatku – choć pierwotnie mieliśmy, aby szybciej, schodzić tą samą drogą – to podejście nam tak obrzydło, że postanowiliśmy zejść drogą okrężną, przez Rówień Waksmundzką i Polanę pod Wołoszynem. W Bieszczady dotarliśmy późnym wieczorem. Ale było warto.

Wreszcie – po kilku dniach pobytu u ich stóp – zobaczyliśmy Tatry. W śniegu. I resztki samego śniegu na jagodziskach (to szczególnie przypadło do gustu Starszej M., choć bałwana się nie dało ulepić). Do tego – na Rusinowej Polanie były (jak zwykle) owieczki i (jak niezwykle) koń, co znów sprawiło, że Starsza M. pokochała to miejsce, a i Młodsza M. patrzyła z dużym zainteresowaniem.

My – choć trochę się “wytatrowaliśmy” w pigułce, zwłaszcza – widokowo, choć duży niedosyt pozostał. Nawet bardzo duży. Ale to już kiedy indziej nadrobimy…

DSC_2516

Blaski i cienie mchu

DSC_2522

Ścieżka na Rusinową Polanę

DSC_2530

Widoki – nareszcie!

DSC_2532

DSC_2535

DSC_2538

Rusinowa Polana w pełnej krasie

DSC_2551a

DSC_2552

DSC_2553

Widok jak z bajki

DSC_2555

Szlak w remoncie – odcinek niebłotnisty. Na błocie nie dało się robić zdjęć

DSC_2567

Śnieg

DSC_2587

Polana pod Wołoszynem

DSC_2589

DSC_2592

Trasa:

Polana Palenica – Rusinowa Polana – Gęsia Szyja – Rówień Waksmundzka – Polana pod Wołoszynem – Rusinowa Polana – Polana Palenica

17 GOT

Wycieczka na Rusinową Polanę to idealna propozycja na lekki spacer z dzieckiem, a już mało wprawny mały piechur na nią (z Palenicy czy z Wierchporońca) wejdzie. Widoki i zwierzątka oraz sielskość polany sprawiają, że jest to bardzo miłe miejsce na rodzinny piknik. Wejście na Gęsią Szyję wymaga większej kondycji (lub nosidełka), bo jest stromo – a jeśli wracamy przez Rówień Waksmundzką – także odporności na tatrzańskie kamulce (nóżki Starszej M. niezbyt je lubią).

 

One thought on “Nie bylibyśmy sobą, gdyby…

  1. Pingback: Z dziećmi na Tarnicę? Nie dacie rady…! | W podróży przez życie

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Twitter picture

You are commenting using your Twitter account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s