Nawet nie wiem, jak to się stało. Ciepły pogodny dzień. Alpy Kamnicko-Sawińskie. Szliśmy sobie po prostu na górę. W pewnym momencie przebieg szlaku zrobił się niezbyt oczywisty. Wiadomo było dokąd szlak prowadzi, ale jak dokładnie przez piarg – nie. Nie wiem, co mnie podkusiło, by pójść ciut inaczej niż wszyscy. Szło mi się całkiem nieźle, ale na końcówce, gdy już dochodziłam do wszystkich, kamyczki usunęły mi się spod stóp. Zawisłam na rękach i – ani w jedną, ani w drugą stronę. Wtedy błyskawicznie mój Kolega wyciągnął do mnie rękę i wciągnął mnie na górę. Trwało to sekundy. Dłużej to opisuję – wszystko działo się tak niezwykle szybko, na zasadzie odruchów, nawet nie zdążyliśmy się zastanowić, co się dzieje. Na pewno gdyby nie ręka mojego Kolegi, zsunęłabym się w dół i mocno pokiereszowała. Zagrożenia dla życia nie było żadnego, ale wiem, że w znacznie groźniejszej sytuacji postąpiłby tak samo.
I druga sytuacja. Upalne lato, Mazury. Leżałam w rowie, przygnieciona rowerem i patrzyłam na obojętnie mijające mnie samochody. Nie byłam w stanie wstać ani krzyknąć, ciężko było mi się otrząsnąć z szoku. Nie byłam też w stanie sięgnąć po leżący w kieszeni telefon. Chwilę wcześniej cudem uniknęłam znacznie poważniejszego wypadku – musiałam gwałtownie skręcić z wąskiej i krętej drogi, kiedy wyjechał prosto na mnie jadący zdecydowanie za szybko samochód. Z samochodem minęłam się, ale nie wyhamowałam na wąskim poboczu i zjechałam do rowu, w którym spędziłam kolejną godzinę, aż wreszcie jeden z przejeżdżających kierowców zatrzymał się, by sprawdzić, czy nie trzeba nic mi pomóc, wezwał karetkę, która zawiozła mnie do szpitala. Okazało się, że mam złamaną nogę i silne potłuczenia. Niby nic takiego poważnego, ale nie wiedział tego żaden z kierowców mijających mnie z obojętnością i przekonaniem, że to kolejny pijak zasnął w rowie…
Nie wszystko damy radę zrobić sami. Choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali, nadejdzie moment, że będziemy zależeć od drugiego człowieka. Niełatwo i niechętnie przyznajemy się do tego, ile zawdzięczamy komuś innemu, otaczająca nas kultura nastawiona jest na sukces, a nie słabość. Ja wspomnienia chwil, kiedy mi ktoś pomógł, przechowuję w sercu jak drogocenne klejnoty w skarbcu. Dzięki nim czuję, że nie jestem sama na świecie. Staram się też patrzeć dookoła, bo czasem zwykłe podanie ręki może uratować czyjeś życie czy zdrowie. Pamiętajmy o tym podczas wakacyjnych wędrówek…