Na Roztoczu Południowym “zagęszczenie” pięknych, zabytkowych cerkwi drewnianych jest ogromne. Zabytkowe świątynie zachwycają urodą i różnorodnością, ale też wiele z nich woła o pomstę do Nieba ze względu na swój stan (jak cerkiew w Nowym Bruśnie). Dziś słów parę o trzech cerkwiach greckokatolickich różniących się od siebie bardzo – czasem powstania, architekturą, a także – obecnym stanem zachowania.
Cerkiew pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Gorajcu o konstrukcji zrębowej – nazywana “perłą Podkarpacia” – to jedna z najstarszych świątyń tego typu w Polsce. Powstała w 1586 r. i była przez stulecia rozbudowywana i uzupełniana o kolejne elementy bogatego wystroju wnętrza. Historia oszczędziła ten niezwykły zabytek – po 1947 r. cerkiew stała się katolickim kościołem filialnym parafii w Cieszanowie, nie było tu nigdy magazynów, nie popadała w ruinę, a po 1990 r. przeprowadzono kilka konserwacji, po których wygląda olśniewająco.
“Perła Podkarpacia” – cerkiew w Gorajcu
Podobny los spotkał cerkiew pw. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy w Kowalówce (zbudowaną w 1767 r. i gruntownie przebudowaną na początku XX w. na tyle, że niektóre źródła podają 1902 r. jako datę budowy cerkwi). Ma ona zupełnie inną bryłę niż cerkiew w Gorajcu – wyróżnia ją potężna kopuła i znacznie bardziej przysadzista sylwetka.
Cerkiew w Kowalówce
Cerkiew pw. św. Paraskewy w Łówczy została zbudowana w 1808 r. (w miejsce wcześniejszej z końca XVII w., z której belka z napisem “1698” jest wbudowana w obecną), uzyskując – zgodnie z życzeniem fundatora, Jana Matczyńskiego – kształt kościoła łacińskiego. Przebudowana pod koniec XIX w., wyglądem zbliżyła się bardziej do tradycyjnej bryły cerkwi. Obecnie pełni funkcję kaplicy rzymskokatolickiej i, nieremontowana, jest w niezbyt dobrym stanie.
Cerkiew w Łówczy
Pobliski cmentarz z wapiennymi krzyżami w typie bruśnieńskim
Jak już kiedyś wspominałam, uwielbiam cerkwie. Mają w sobie coś takiego, co co wywołuje u mnie same pozytywne emocje. Mam do nich też spory sentyment, bo będąc na kursie na przewodnika beskidzkiego (niestety lub stety go nie ukończyłam) musiałam się o nich sporo uczyć i umieć o nich opowiadać 🙂
oooo, witamy kursantkę 😉
My na kurs się nie zdecydowaliśmy (zbytni indywidualiści z nas, poza tym…. ja lubię spać :P, ale z warszawskim SKPB mieliśmy sporo do czynienia jako sympatycy 🙂
Heh świat jest mały 😉
jeszcze się okaże, że mamy wspólnych znajomych 😀
Wcale by mnie to nie zdziwiło 😉
a gdzie Ty ten kurs robiłaś? 🙂
W Warszawie na Polibudzie,a wyjazdy były głównie w Beskid Niski,Pogorze Sanocko-Turczanskie itp.:)
ha! to już wiem, skąd od dłuższego czasu chodzi mi po głowie, że gdzieś musiałam Cię widzieć. I to nie na zdjęciach. Parę lat temu więcej się kręciliśmy po PW i więcej jeździliśmy z SKPB, później trochę się zindywidualizowaliśmy (a już zupełnie – jak pojawiła się mała M.), jednak na różnych imprezach co jakiś czas bywamy, mamy też tam sporo bliższych i dalszych znajomych, wśród przewodników i sympatyków 😉
Ja generalnie od paru lat się tam nie pojawiam, bo na kursie byłam w yyyy 2007/2008? Chyba jakoś tak. Ale znajomych mam stamtąd sporo i raczej sporo osób ze starej gwardii mnie kojarzy lub zna lepiej. Ze świeżakami kontaktu nie mam, bo po prostu rzadziej się udzielam na skpbolskim forum 😉
no właśnie dlatego Cię pamiętam 😉 Mam dobrą pamięć do twarzy, fatalną – do nazwisk i długo muszę myśleć, skąd kogoś kojarzę. 🙂 Najwięcej wyjeżdżaliśmy z SKPB jakoś do końca 2008 r. i znamy przede wszystkim starą gwardię…
No widzisz, to rzeczywiście miałyśmy szansę się spotkać 😀