Do Olchowca pojechaliśmy zobaczyć… przystanek autobusowy. Nie, nie żaden zabytkowy, zwykły blaszany żółto-niebieski. Żeby nie było, że sfiksowaliśmy doszczętnie, nasz sentyment do przystanku w Olchowcu wziął się z jubileuszowego konkursu na http://beskid-niski.pl/ . Konkurs trwał kilka tygodni, a publikowane pytania z zakresu wiedzy o Niskim – jedne łatwiejsze, inne naprawdę trudne- wciągnęły nas doszczętnie i zapewniły rozrywkę na kilka zarwanych nocy. Najbardziej zakręconym pytaniem było jedno z ostatnich – o beskidzkie… przystanki. Olchowiec był naszym małym sukcesem, rozpoznanie i trafne wytypowanie przystanku było bardzo trudne, w sieci zdjęć brakowało, a google street view nie dotarł, ja w Olchowcu nie byłam, Kuba i owszem, ale kto przy zdrowych zmysłach będąc w pięknej dolinie zwraca uwagę na najzwyklejszy w świecie przystanek? W końcu metodą eliminacji i dedukcji się udało – a my teraz triumfalnie obejrzeliśmy przystanek w naturze.
Miało padać – nie padało, więc ruszyliśmy na spacer doliną…
Wiosną beskidoniskie doliny obsypują się kwiatami i wyglądają jak z bajki. Trochę jednak smutna ta bajka, gdyż pięknie ukwiecone drzewka owocowe i porozsiewane pośród nich krzyże przypominają o tym, że pośród tej malowniczej scenerii żyli ludzie, których bieg historii po II wojnie światowej brutalnie wyrzucił z rodzinnych stron.
Olchowiec – jak rzadko która wieś w Beskidzie Niskim – ocalał z zawieruchy historii, choć większość jego mieszkańców po II wojnie światowej została zmuszona do opuszczenia swoich domów, a liczba mieszkańców skurczyła się z ok. 500 do kilkudziesięciu. Działa tu prężnie garstka ludzi, organizujących doroczne kermesze, czyli odpusty cerkiewne, będące obecnie okazją do spotkań Łemków z całego świata (więcej o kermeszach zob. tu http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/galeria&path=/lemkowie/imprezy/kermesz).
Podążając na zachód od Olchowca w stronę Tylawy żółtym szlakiem, wkroczyliśmy natomiast w bajecznie piękną krainę zapomnianej wsi Wilsznia, miejsce krwawych walk podczas tzw. operacji dukielsko-preszowskiej (zob. więcej tu http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,dukla-1944-bitwa-o-wolnosc-slowakow,5450), wskutek której wieś została kompletnie zniszczona, a pozbawieni domów mieszkańcy przenieśli się (mniej lub bardziej dobrowolnie) na Ukrainę.
Śladów ludzkich nie pozostało tu zbyt wiele, triumf odnosi natura, a spacer pośród bujnie obsypanych kwiatami zdziczałych drzewek owocowych i przydrożnych krzyży z pewnością należy do niezapomnianych….
Wzruszyłam się!! Nie byłam w Niskim od urodzenia córki. Aż się boję ile się zmieniło. Fajny powód do podjęcia wyprawy :)))
niektóre miejsca się cywilizują (np. Radocyna), przybyły też bilety do Magurskiego PN, ale z grubsza klimat wciąż ten sam…
No proszę! A przebiliście się do Tylawy z Olchowca, czy tylko zrobiliście krótki spacerek? Bo my w zeszłym tygodniu próbowaliśmy i lekko nie było (tym bardziej, że byliśmy rowerami z przyczepką):
https://picasaweb.google.com/rodzina.nawrockich/30Kwietnia4Maja2014BeskidNiski#6010025334651023826
Ale warto. Bardzo warto.
wtedy krótki spacerek.
Ale na przełęcz wbiliśmy się z Tylawy, no i było… mokro.
O jejku ale tęsknię za Polską! Pięknie, pięknie to pokazałaś, te zdjęcia i sama historia miejsca, zapomniana… Dziękuję za warsztat!
Pingback: Chwycić Baranie za rogi, czyli pierwszy szczyt Magdy | W podróży przez życie