Nie dajcie się zwieść słońcu – “Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady”… Czuć ją coraz bardziej w powietrzu. Czas na przygotowania…
Długie jesienne wieczory często wiążą się z szarugą i deszczem. Mniej możliwości aktywnego spędzania czasu, przynajmniej tego popołudniowego, po powrocie Taty z pracy. Aby spędzić czas rodzinnie i przyjemnie – gramy. Ponieważ od dawna, jeszcze z czasów przeddzieciowych, jesteśmy planszówkoholikami, to grać lubimy nałogowo. Co prawda – dziecięce gry szybko się dorosłemu nudzą, musimy więc zadbać o różnorodność. Ten sezon zapowiada się znacznie ciekawiej niż poprzedni, bo Starsza M. dojrzewa w tempie bardzo szybkim (gdzie się podział ten słodki bobas? teraz już taka z niej duża i mądra panienka). Ma to swoje zalety – bo i repertuar gier robi się coraz bardziej interesujący i bogaty. Z łapczywością nałogowca przeglądamy więc nowości, patrząc, co jeszcze można wymyślić ciekawego w świecie gier. Dziś – najnowsze propozycje Trefla…
Look! czyli patrz uważnie…
Look! to jak dla mnie zdecydowanie najciekawsza z nowości Trefla. Zakochałam się w tej grze od pierwszego wejrzenia, a kolejne rozgrywki – tylko mnie w tym uczuciu utwierdziły. Gra ćwiczy bowiem to, co dla nas bardzo ważne, czyli wyobraźnię przestrzenną oraz niełatwą umiejętność “przełączania się ” pomiędzy różnymi widokami przedmiotu – z góry i z boku, co przydaje się bardzo choćby przy czytaniu mapy.
Look! ma sporo ładnych i starannie wykonanych elementów – dwuwariantową (dzień i noc) planszę, 48 kolorowych kafelków z widokami, a także – pudełko na kafelki z dwoma kafelkami-zakrywkami. Do tego w skład zestawu wchodzi pionek i kostka (wykorzystywana w niektórych wariantach gry).
Rozgrywka ma kilka wariantów. Nasz ulubiony polega na losowaniu z pudełeczka widoku jakiegoś przedmiotu, a następnie – zgadywaniu, z którego pola planszy można dany przedmiot właśnie w ten sposób zobaczyć. Nie zawsze jest to łatwe i oczywiste, nawet dla dorosłego, ale dzieci radzą sobie z tym zaskakująco dobrze. Osoba, która zgadnie, stawia pionek na wybranym polu. Jeśli jej odpowiedź jest prawidłowa – zyskuje kafelek. Wygrywa ten, kto zbierze najwięcej kafelków. Ćwiczymy zatem – oprócz wyobraźni przestrzennej – także refleks, a emocji jest przy tym niemało. Inny wariant gry polega na poruszaniu się po planszy i odgadywaniu widoków postrzeganych z danego miejsca. Aby było ciekawiej – możemy wykorzystywać dwie strony planszy – “dzienną” i “nocną”, prezentujące te same widoki, jednak przy różnym oświetleniu.
Bawiąc się grą słów, można powiedzieć, że Look! wypełnia lukę na rynku dziecięcych gier i stanowi świetną propozycję dla dzieci (a także rodziców) znudzonych grami polegającymi na przemieszczaniu się po prostu po planszy za pomocą kostki. Jest to gra dynamiczna, ciekawa i do tego naprawdę ładna. Prędko się nie znudzi.
Do tego – jej walory podnoszą emocje towarzyszące grze. Ejże, ejże… czy TY na pewno szybko się domyślisz, jak może wyglądać boczna ściana domu, który na planszy widzisz od strony dachu?!
5 sekund Junior, czyli czas ma znaczenie
Z presją czasu musimy się jeszcze odważniej zmierzyć w kolejnej bardzo ciekawej nowości Trefla – 5 sekund Junior.
Jak przeczytałam zasady – wydały mi się dość łatwe. Jednak kiedy wylosowałam karteczkę z pytaniami i miałam na nie odpowiedzieć w króciutkim czasie – omal nie poległam, bo język zaczął mi się plątać…
5 sekund Junior jest grą, która jak żadna przygotowuje do ogromnego wyzwania współczesnego świata – zdolności kreatywnego działania pod presją nieubłaganie uciekającego czasu. Pól na planszy jest niewiele, jednak wbrew pozorom – przejście od startu do mety może zająć sporo czasu, nawet dorosłemu. Aby przemieścić się o pole do przodu, trzeba w ciągu tytułowych 5 sekund odpowiedzieć na wylosowane pytanie. Pytań jest wiele, są zazwyczaj dość proste (np. wymień 2 bohaterów bajki o Królewnie Śnieżce; 3 kolory etc. – kartoniki mają dwie strony: jedna to wariant dla dorosłego, druga – dla dziecka), jednak znalezienie odpowiedzi pod presją czasu bywa trudne. Utrudnia to dodatkowo dźwięk wydawany przez znajdującą się w zestawie klepsydrę; jest on dość irytujący, a mniejszego gracza – rozprasza skutecznie. Być może jest to efekt zamierzony i ma na celu utrudnienie gry; ja jednak ze Starszą M. wolę grać bez niej, gdyż wtedy mamy szanse na dojście do mety w skończonym czasie…
Nietypowe memo
Starsza M. jest ogromną miłośniczką gry w memory. Ja trochę mniej, zwłaszcza po setnej rozgrywce. Z zaciekawieniem sięgnęłam więc po zupełnie inne memo – My little Pony z serii Art box. Na początku przyszło rozczarowanie – z niespełna czterolatką w to memo grać się nie da. 26 par koników na kafelkach w niewielkim rozmiarze, z czego połowa jest kolorowa, a druga – czarno-biała, to nie jest zestaw nadający się do rozgrywki. Po pierwsze – dlatego, że niektóre grafiki przedstawiające koniki różnią się między sobą w niewielkim stopniu (abstrahując już od faktu niepomalowania), znalezienie par jest więc bardzo trudne i dla dorosłego. Po drugie – pomalowanie nie zniweluje różnic, tylko je zwiększy, gdyż dziecko w wieku wczesnoprzedszkolnym (a dla takich jest ta gra – od 3 roku życia) nie jest w stanie dokładnie odwzorować układu kolorów, preferując – mimo starań – własną twórczość. Pary stają się więc jeszcze mniej oczywiste. Nie mogąc grać w memo (myślę, że dopiero około pięciolatek sobie z tym poradzi dobrze), znalazłyśmy jednak bardzo dużo przyjemności w zabawie grą, wykorzystując jej drugi aspekt – artystyczny. Pierwszym wyzwaniem było dobranie kafelków białych i kolorowych w pary (dobre ćwiczenie na spostrzegawczość oraz dostrzeganie podobieństw i różnic), a następnym – pokolorowanie tych białych, co pochłonęło Starszą M. na dłuższy czas. Co prawda próby nauki odwzorowywania kolorów szybko poległy z silnym indywidualizmem małej artystki…
Uwielbiamy i planszówki i puzzle 🙂
my też – i bardzo się cieszymy, że są w tej chwili na rynku bardziej “zaawansowane” gry dla dzieci. Ale i tak nie możemy się doczekać, aż da się ze Starszą M. zagrać choćby w Carcassonne. 🙂