Było upalne lato. Siedziałam na kocyku w cieniu drzewa, a Dziadek czytał mi opowieści o doktorze Dolittle. Mogłam słuchać tego godzinami, a potem bawić się, że jestem członkiem cudownej ekipy doktora Dolittle i razem z nim oraz jego towarzyszami (jako “psiara” największą sympatią darzyłam Jipa, a na Dab-Dab patrzyłam z góry…) przeżywam niezwykłe przygody. To dzięki tym zabawom zapragnęłam zostać weterynarzem. Marzenia szybko przegrały z rzeczywistością, gdy okazało się, że talentu lekarskiego nie mam za grosz, ale jakoś się tym specjalnie nie zmartwiłam, a wspomnienie wspólnej lektury z Dziadkiem stanowi jeden z piękniejszych obrazów mojego dzieciństwa…
Jest zimno i deszczowo. Gdyby ktoś nie wiedział, że maj, to monotonny stukot deszczu o szyby przekonałby go, że jednak listopad. Siedzimy ze Starszą M., przytulone do siebie, tuż obok nas śpi Młodsza. Czytamy… opowieści o doktorze Dolittle. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Nieważne, że inna pogoda i inne miejsce, że lat na liczniku przybyło, że Dziadka już nie ma z nami… Czuję się znów dzieckiem i wraz z Córką wyruszam na fascynującą wyprawę – Największą podróż doktora Dolittle.
Doktora Dolittle zna chyba każdy. Zakochany w otaczającym świecie doktor – mimo sędziwego wieku – na emeryturę się jednak nie wybiera. Za parę lat pierwsze tomy serii będą obchodzić zacne setne urodziny – i nic a nic się nie dezaktualizują, a kolejne pokolenia dzieci czytają je z wypiekami na twarzy jak ich rodzice i dziadkowie. Nawet uczynienie jednego z tomów lekturą szkolną nie zdołało chyba zabić przyjemności czytania.
Największa podróż doktora Dolittle obfituje w przygody, więc Małej Czytelniczce (mimo że młodej wiekiem jak na tak długi tom) nuda nie grozi. Wartka akcja i bohaterowie tak żywo nakreśleni, że zdaje się, iż zaraz opuszczą karty książki, fascynują nawet trzylatkę. Do tego piękne ilustracje zachęcają do rozmów i opowiadania o lekturze.
Jakie przygody przeżył Profesor Hau-Hau? Czy języka owadów można się nauczyć? Jakie będą skutki spotkania dociekliwego doktora z wielką ćmą? Przecież to lepsze niż thriller! I do tego – bez przemocy, za to z wieloma pozytywnymi przykładami godnymi naśladowania. Spotkanie dziecka z doktorem Dolittle uczy wrażliwości i otwarcia na otaczający świat: tego, że warto pochylić się nad każdą żywą istotą i nawet mrówka czy ćma jest godna uwagi, że zwierzęta też czują… Może to nawet bardziej potrzebne pokoleniu naszych dzieci niż nam?
M. potrafi pół dnia opowiadać o przygodach Profesora Hau-Hau, dopowiadając ciąg dalszy (owady przypadły jej ciut mniej do gustu). I kto mówi, że w erze multimediów zanika dziecięca wyobraźnia?
Hugh Lofting
Największa podróż doktora Dolittle
przeł. J. Mortkowiczowa
wyd. Znak Emotikon
Uwielbiałam tą serię!