W chwilach, kiedy już jesteśmy przekonani, że wszystko w najbliższej okolicy widzieliśmy i nic już nowego nas nie zachwyci, nagle znajdujemy Ten Magiczny Zakątek, który tak długo ukrywał się przed naszymi oczyma. Tym razem “nad rzeczką opodal krzaczka”…
Jakoś przegapiliśmy wiosnę na Mazowszu. Wyjechaliśmy w Beskidy z ledwo budzącego się do życia i szarawo-burawego pejzażu, a wróciliśmy – w rozbuchaną zieleń, która swoją intensywnością z lekka nas oszołomiła.
Najpierw – piękny głęboki cienisty odcień zabytkowej alei drzew, a następnie – jaskrawo zielonawożółto kwiatowo-łąkowy nad samą Jeziorką.
Zieleń uspokaja, działa wspaniale na cały organizm, a więc chłoniemy ją wszystkimi zmysłami…
I wszystko byłoby sielsko-anielsko, gdyby wraz z zielenią nie obudziły się wszelkie gryzące owady. Sezon komarowo-meszkowy uznajemy za otwarty. Do tej pory mnie wszystko swędzi…
Ale kolorowo!
faktycznie, intensywność barw robiła wrażenie 🙂