Aby zobaczyć z bliska Grossglocknera, trzeba mieć trochę szczęścia. Kapryśna góra niechętnie wyziera zza chmur. M&M-owy Tata prowadził nawet z nią na ten temat dłuższą i na koniec niezbyt nadającą się do powtórzenia 😉 rozmowę. Ostrzejsze słowa jednak podziałały i dosłownie w ostatniej chwili, przed ruszeniem z parkingu – zobaczyliśmy wreszcie Wielkiego Dzwonnika. Wcześniej, kiedy byliśmy u jego stóp – skutecznie się przed nami ukrywał.
Ale po kolei. Postanowiliśmy pewnego pięknego (no dobra, bądźmy szczerzy – jedynego pięknego) dnia naszego pobytu w Austrii podejść pod najwyższą jej górę i sobie popatrzeć na krajobraz lodowcowy oraz na samego Wielkiego Dzwonnika. Plan zakładał dojście z parkingu Glocknerwinkel pod Stüdlhütte a następnie, w miarę możliwości i rodzinnie, na spokojnie podejście pod lodowiec, by pokazać go Dziewczynom.
Pierwszy odcinek – do Lucknerhütte – prowadzi drogą i dziewczynom się nieco nużył; kolejny – od jednego do drugiego schroniska – znacznie bardziej stromy, wydał im się dużo ciekawszy. Podejściu towarzyszą piękne widoki. Trasa nie jest trudna, a wybijamy się na ponad 2 800 m 😉
Kolejny odcinek – od Stüdlhütte w stronę lodowca – jest już nieco trudniejszy, choć dalej w rejestrach dość łatwych. Napotkamy stromsze odcinki a także takie, które nieco się sypią. Przechodzimy też przez zalegające płaty śniegu.
Nasza wycieczka tym razem zakończyła się w okolicach miejsca, gdzie grupy zakładają sprzęt i wiążą się liną, by pójść na Grossglockner. W pięknej, ukształtowanej przez lodowiec scenerii zawróciliśmy i zeszliśmy na dół. Być może kiedyś jednak wrócimy, by pójść dalej…