Zdanie “Już tylko z górki” padło w dość specyficznych okolicznościach, bo byliśmy akurat w trakcie stromego podejścia. Chodziło mi o to, że minęła połowa wyjazdu (pierwszą część spędziliśmy w Wielkiej Fatrze – klik), jednak moje stwierdzenie w tej konkretnej sytuacji wywołało atak głupawki. Na tyle silnej, że pod ciężarem ciężkiego plecaka było mi trudno złapać oddech.
Później ciężko mi było złapać oddech z wrażenia, bo Niżne Tatry mnie szczerze zachwyciły – widokami i przestrzenią wokół. Muszę tam koniecznie wrócić, bo radość wędrówki przysłaniał mi rwący ból naciągniętego ścięgna achillesa, który odezwał się na banalnym “chodnikowym” podejściu pod Chopok i już nie puścił. Co więcej, sprawił, że wiele z tego wyjazdu przegapiłam. Widoków, wspomnień i kadrów.
Zostało mi w pamięci parę obrazów. Łaciata zieleń Veľkiej Chochuľi i tańczące na wietrze trawy na odcinku pod nią. Útulňia Ďurková pod Chabencom (1623 m) przytulona do gór jak mały namiocik na łące. Przestrzeń widoków z Chopoka i wbijający się w mózg rytm kamiennego chodnika prowadzącego między najwyższymi szczytami. Ogromny knedel Chopok. Ďumbier z krzyżem podświetlonym słońcem jak z obrazów romantyków. Połomy po horyzont.
Szliśmy graniówką Niżnych Tatr, zaczynając od Veľkiej Chochuľi (1753 m), poprzez najpopularniejszą część pasma z najwyższymi szczytami Chopokiem (2023 m) i Ďumbierem (2043 m), w stronę Kráľovej hoľi (1946,1 m n.p.m.).
Zachwyt górami mi trochę ostygł pod koniec wyjazdu, kiedy na trasie – z założenia krótkiej i lekkiej (ech, zawsze, jak zakładamy trasę lekką i łatwą, wychodzi “jak zwykle”) za przełęczą Čertovica napotkaliśmy jedno zwalone drzewo, potem kolejne, potem jeszcze kolejne… aż do etapu konstrukcji piętrowych ze zwalonych drzew. Na samym środku głównego szlaku (okazało się to skutkiem huraganu). Czułam się, jakbym była w środku sennego koszmaru – wróć, coś takiego nawet trudno sobie wyśnić. Zabawa w małpki z plecakami na ciężko nas na tyle wykończyła, że o zmierzchu rozbiliśmy namioty pośród połomów tam, gdzie się dało (“rozbiliśmy” to chyba za mocne słowo… rozłożyliśmy jak się dało) – nie było sensu iść do utulni Andrejcovej, która znajdowała się niedaleko, ale jak pokazał dzień kolejny – dobre dwie godziny brnięcia przez przeszkody. W ten oto sposób nie zdobyłam Kráľovej hoľi (1946,1 m n.p.m.), bo napotkani Słowacy powiedzieli, że w tamtą stronę szlak wygląda podobnie, a my mieliśmy serdecznie dość.
Kráľova hoľa wciąż czeka na mnie – ktoś wie, jak obecnie wygląda tam sytuacja z połomami?
*W połomach nie miałam głowy do robienia zdjęć – większość z nich jest autorstwa Łukasza.
Robiłam tę trasę w drugą stronę. Generalnie był to wyjazd Niżne Tatry- Wielka Fatra i Mała Fatra. Przed Chopokiem złapała nas w nocy masakryczna burza, śpiąc w namiotach mieliśmy niezłą dyskotekę (choć słowo spanie jest sporym nadużyciem, bo generalnie nasza cała czteroosobowa ekipa miała lekka panikę). Później cały dzień spędziliśmy w schronisku pod Chopokiem susząc się, jedząc i ogólnie dostając głupaki. Zresztą spotkaliśmy tam jedną trasę SKPB prowadzoną przez moich znajomych. Mieli szczęście bo burzową noc spędzili w schronisku 😉
Ten rejon w ogóle lubią burze. Nas złapała w rejonie Čertovicy i lekko spanikowana dobiegałam do znajdującej się tam knajpy. Nie jest fajnie schodzić wzdłuż wyciągu, gdy walą pioruny…
tez uwielbiamy Niżne Tatry! Ale obraliśmy zupełnie inną trasę niż Wy (chociaz tez przez CHopok i Dumbier).
Co do wiatrołomów – myślę, że przez te kilka lat napewno zostały uprzątnięte.
http://trzywloczykije.blogspot.com/2014/04/nizne-tatry-i-liptowskie-morze.html
ostatnio znów coś wiało, stąd się zastanawiam…
uwielbiam gory 🙂 moze dlatego ,ze nigdy nie bylam nad morzem 🙂
te widoki ❤
Pingback: 2:0 | W podróży przez życie
Pingback: 11 schronisk, które… | W podróży przez życie