Nieczęsto gościmy na warszawskiej Woli, a więc tamtejsze parki to dla nas w zasadzie czarna magia. Tym razem jednak wypadło nam załatwianie różnych spraw w okolicy, więc postanowiliśmy “zaatakować” Park im. Edwarda Szymańskiego i Park im. gen. Sowińskiego. Oba parki leżą blisko siebie, więc w ramach jednego większego spaceru można obejść oba.
Park im. Edwarda Szymańskiego wita kilkoma placami zabaw, z różnymi urządzeniami dla mniejszych i starszych dzieci. M. nawet się odważyła i próbowała sił w “Małpim Gaju” – a postępy robiła w zastraszającym tempie.
Inną atrakcją był wielki “statek”
Park jest duży (27 ha) i naprawdę można po nim pochodzić. Wprawdzie część robi wrażenie zaniedbanej (kilka nieczynnych fontann, zarastających trawą), to i tak atrakcji – poza wspomnianymi wcześniej placykami – jest wiele: kilka oczek wodnych, fontanny, dużo trawników (w pogodny dzień obleganych przez ludzi, ale i tak można było sobie sporo miejsca luzu znaleźć), no i największa atrakcja – fontanna kaskadowa, ciągnąca się na bardzo dużym odcinku, z wieloma ławeczkami i pomostami. Bajka! M. podziwiała jak zaczarowana.
Jak ktoś lubi tego typu rozrywki, to może skoczyć na bungee z… żurawia
Park im. gen. Sowińskiego jest trzy razy mniejszy, oferuje zwiedzającym za to więcej cienistych alei ze starymi drzewami. Jak tam spacerowaliśmy, trwały przygotowania do koncertu w amfiteatrze, którego teren był ogrodzony i osłonięty folią, co trochę psuło urok zwiedzania…
fantastyczny plac zabaw 🙂
Fajne spojrzenie na kwestię, każdy winien przeczytać
również zapoznać się z motywem.