Ciepłe jesienne popołudnie. Weekend. Idziemy z Małgosią na placyk zabaw, taki fajny, bo nie tylko dla najmniejszych – ze stołem do ping ponga oraz mini siłownią plenerową dla rodziców. M. radośnie „atakuje” kolejne zabawki, z naszą asekuracją ambitnie próbuje także zmierzyć się z różnymi urządzeniami „dorosłymi”. Myślicie, że komuś przeszkadzają jej radosne choć oczywiście niezdarne próby, bo akurat aktywnie ćwiczy? Ależ skąd! Oprócz nas, na placyku jest bowiem tylko dwóch grających w ping ponga chłopców… Mimo ładnej pogody i weekendowej pory. Gdzie się podziały wszystkie szalejące na huśtawkach i zjeżdżalniach maluchy, gdzie grające w piłkę starszaki, gdzie świecący przykładem rodzice? Czy sezon na ruch na świeżym powietrzu kończy się wraz z latem, a jesień to już czas siedzenia w domu, przed telewizorem?
W czasach naszego dzieciństwa, przypadającego na PRL, nie było tylu cudownych placów zabaw – były, jakie były. Nie było wspaniałych akcesoriów do gimnastyki. Nie było tak pięknych i zarazem wygodnych ubranek jak te od TUP TUP, w których wszelkie ruchy pozostają nieskrępowane, a delikatne ciałko dziecka się nie zapoci. Zamiast w eleganckich legginsach biegaliśmy w jednym modelu dresiku znalezionym w sklepie lub (jak się miało zdolną mamę lub babcię) tym, co rodzina uszyła. Nawet nie marzyliśmy o bluzie, w której można poczuć się jak czarodziej (Harry Potter się wtedy jeszcze nie narodził…).
Ale jedno było. Dzieci na dworze, na placykach zabaw. Licznie, niezależnie od pory roku i pogody. Szalały, brudziły się, nierzadko naddarły na jakimś drzewie wystarany wielkim trudem dresik. Ruszały się, a parki i podwórka tętniły życiem.
Ostatnio obiła nam się o uszy i oczy kampania „Stop zwolnieniom z WF-u”. WF w szkole to jednak jedynie cząstka tej ruchowej aktywności, której dzieci powinny się oddawać… cząstka póki co bardzo mało doskonała (żebyśmy mogli stać się gorliwymi orędownikami tej akcji, powinna zmienić się formuła WF-u w szkole i zamiast na ocenianie – postawić na radosną i swobodną aktywność ruchową). A znacznie ważniejsza niż WF – jest aktywność fizyczna całą rodziną, „po godzinach”. Przykład idzie z góry i nie jest sztuką wysłać dziecko na WF jako kolejne przymusowe zajęcia. Sztuką jest pokazać, że sport to fajna sprawa. Wzmacniająca rodzinne więzi. Naprawdę warto zamiast siedzieć kolejną godzinę przed komputerem pójść na wspólny rodzinny spacer. Poskakać razem przez kałuże. Pograć w piłkę. Pobiegać. Popływać. Może to być wspaniała przygoda, a oprócz dbania o zdrowie zadbacie też o wspólnie spędzony, bezcenny czas…
Tunika – TUP TUP, Getry długie – TUP TUP
Małgosię ubrała firma
Swietnie napisane!!! I niestety prawdziwe 😦 W czasach naszego dziecinstwa nie bylo super placow zabaw (kolo mnie wcale nie bylo), ale wystarczaly nam trzepaki, drzewa. Gralismy w pilke, gume, na skakance. Gdy mama wolala wieczorem “Nina do domuuuuu.” odpowiadalam “Jeszcze chwilke!” Dzisiejsze mamy czesto wola TV poodladac, a dziecku gre lub bajke wlaczyc I niech oglada caly dzien. Cisza jest! Zgadzam sie, ze to my powinnismy dawac przyklada. My na spacery chodzimy codziennie. W deszczu skaczemy przez kaluze 🙂
No właśnie! Ja też pamiętam to przedłużanie czasu spędzonego na podwórku… i długie spacery z rodzicami, basen z mamą, wycieczki z dziadkiem… Nie byłam jedynym dzieckiem w parku w pochmurny listopadowy dzień 😦
Ja mieszkałam na wsi. Miałam piaskownice i huśtakę, ale i tak najwiecej czasu spędzało się na trzepaku z okolicznymi dzieciakami. Najzabawniejsze jest to, że gdzie się nie ruszyłam tam punktem zbiorczym był własnie trzepak.
Oczywiscie najładniejsze zdecie rowerkowe 🙂 U nas niestety place zabaw tez swiecą pustkami… Dzis wszyscy mają nosy w komputerach niestety 😦 stąd też moje i Męża starania, aby Nasz K taki nie był 🙂 Dobrze, że mimo wszystko takich rodziców jak my jest więcej 🙂 Łączmy się!
Buziaki!
PS> ten weekend też zapowiada się sloneczny 🙂
Zapraszamy na wspólne wycieczki przy jakiejś okazji 🙂
Mi powiem szczerze place zabaw już uszami wychodzą! Ile godzin, ile setek godzin można patrzeć jak dziecki się huśtają i wspinają. Ile godzin można je podtrzymywac, żeby nie spadło. Po prostu MEGA nuda!! MEGA! Czasem zdarzy się ze znajomymi spotkać, to idzie to jakoś przetrwać…
I jakoś tak nie bardzo dziwię się mamom, które wolą włączyć dziecku bajkę, a sobie serial… Bo ile można robić to samo, w tym samym miejscu.
Dodam (żeby nie było) że spędzamy z dziećmi czas aktywnie, może nawet bardzo (góry, rowery) – ale to w weekendy lub gdy popołudnia są “dłuższe”. Na jesień i zimę pozostają te place zabaw, których po 3 latach mam już serdecznie dość (jakkolwiek nadal na nich spędzam prawie każde popołudnie).
to też fakt… ale co dla nas może być nudne (choć na placyku też można się dobrze bawić…lub odwiedzić nowy 🙂 dzieci fascynuje. No i nie trzeba tylko siedzieć na placyku, można pójść do parku, pozbierać liści i kasztanów, pograć w piłkę etc…