Jak spojrzymy na wysokość bezwzględną Wielkiego Działu, to cóż, nie robi ona wrażenia – jedynie 390,4 m n.p.m. Kiedy jednak popatrzymy na samo wzniesienie, widoczne z wielu miejsc w okolicy, nad którą góruje – to jednak zobaczymy, że druga co do wysokości „góra” polskiego Roztocza (po Długim Goraju 391,5 m n.p.m.) prezentuje się całkiem okazale. I – oczywiście – nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy jej nie zdobyli!
Roztoczański poranek powitał nas chłodem, więc M. mimo chęci marszu w samych spodenkach i bluzeczce (fakt –zestaw śliczny, to po co go zakrywać, a że temperatura zaledwie parę stopni to co? J ) szybko wskoczyła w jesienno-zimowy płaszczyk oraz czapkę… i kurtki przez cały spacer nie zdjęła, nie pozwolił na to wiatr. Naśladując rodziców, chwyciła „aparat” w dłoń i ruszyła na poszukiwanie przygody i pięknych kadrów, a „zdjęć” nie przestała robić nawet, jak małe nóżki się zmęczyły i paparazzi wsiadł do nosidełka.
Na Wielki Dział ruszyliśmy z okolic Huty Złomy (wbrew nazwie, żadnego złomowiska tam nie ma!) i rezerwatu Źródła Tanwi (źródeł też nie namierzyliśmy, za to znaleźliśmy całkiem ładne torfowiska). Prowadziły nas najpierw – na grzbiet – znaki niebieskiego szlaku, a przez ostatnie kilkaset metrów, na sam szczyt – zielonego. Po drodze mijaliśmy zabudowania dawnego PGR-u w Starej Hucie (obok niezbyt ciekawie wyglądających pozostałości budowli znajduje się cerkwisko, na którym stoi piękny stary wapienny krzyż, malowniczo wyglądający w słońcu na tle jesienno-kolorowych drzew) oraz pozostałości bunkrów linii Mołotowa. Szlak biegnie tutaj drogami, tylko na sam wierzchołek Wielkiego Działu trzeba zboczyć parę metrów w bok, w krzaki.
Wróciliśmy w rejon Starej Huty tą samą drogą, a następnie – za czerwonymi znakami ścieżki dydaktycznej „Kobyle Jezioro” – doszliśmy z powrotem do Huty Złomy. Ścieżka prowadzi 2 kilometry przez torfowiska, na których wedle legendy utopiła się kiedyś klacz (temu ten teren zawdzięcza nazwę). Trasa jest dość urozmaicona: mamy tu górki i dołki, miniplatformę widokową oraz dziurawy mostek nad kanałkiem. Jest co oglądać!
Cała trasa, którą przeszliśmy, liczyła 6,3 km, zajęła nam ok. 2h, z licznymi przystankami. Mimo pięknego jesiennego słońca ciepło nie było – bardzo nam się przydał ciepły jesienno-zimowy płaszczyk od TUP TUP: nie dość, że śliczny, to jeszcze okazał się bardzo wygodny. Nie krępował ruchów, nie odstawał od ciała, a co niezwykle ważne (i nie takie częste w dziecięcych kurtkach!) – zakrywał dokładnie plecy, zapewniając im brak niepożądanej „wentylacji” podczas licznych skłonów i „akrobacji” Małego Paparazzi (no przecież trzeba najlepiej uchwycić kadr!). Równie wygodne, wytrzymałe i odporne na brudzenie okazały się sztruksowe spodenki.
Taką złotą jesień i takie widoki lubimy! Tylko… czemu w tym roku jej tak mało???
Droga w lesie
Złota jesień – to lubimy!
…oraz bagienka
Płaszczyk TUP TUP pięknie zakrywa plecy, a nie krępuje ruchów
Mały Paparazzi zrobi wiele dla dobrego ujęcia!
Krzyż w pobliżu Starej Huty
Pole po horyzont
Jeden z bunkrów na zboczu Wielkiego Działu – jedyny, który znaleźliśmy
A tak wygląda szczyt!
Ścieżka w rejonie Kobylego Jeziora
Małgosię ubrała firma
pięknie 🙂
Szkoda, że za oknem znów szaro… 😦
cóż, zostają wspomnienia!
Super ubranka 🙂 sliczna pogoda I piekne widoki! Moja Zara tez wszedzie zabiera swoj aparat :)))
naśladują rodziców 🙂
trochę “inne” roztocze niż to widziane przez Nas, ale równie piekne 🙂
zapraszam na relację z okolic Zwierzyńca na http://www.mamookiem.blog.pl 🙂
u nas to dopiero początek 🙂
u nas też :-)))