W ramach sobotniej wycieczki odwiedzić Piekło? Czemu nie – o ile potem można bezpiecznie wrócić do domu… a Piekieł w Polsce jest całkiem sporo. Nas tym razem “poniosło” do rezerwatu Piekło pod Niekłaniem, położonego “u stóp” Gór Świętokrzyskich, w północnej części Wyżyny Kieleckiej.
U stóp rezerwatu, na północny zachód od miejscowości Niekłań, znajduje się parking, z którego w pobliże rezerwatu można dojść jednym z dwóch szlaków – czarnym lub niebieskim, a także – ścieżką dydaktyczną. Właśnie – w pobliże, bo zarówno szlaki, jak i ścieżka rezerwat omijają: idą dołem (skąd słabo widać skały), mimo licznych ścieżek prowadzących przez skałki. W dodatku – dysponowaliśmy dwiema mapami: “Okolice Radomia” 1: 75 000 Compass (2012) oraz “Góry Świętokrzyskie” 1 : 60 000 Compass (2007) – na każdej z nich szlaki oraz ścieżki poprowadzone był inaczej… na żadnej – w sposób dokładnie odwzorowujący ich przebieg. Tablice ścieżki dydaktycznej wiele nie wnoszą – choć spodziewaliśmy się informacji o skałach czy też mijanych ruinach – zawierają one “standardowe” informacje o lesie, takie, jakie znajdziemy na sporej części ścieżek dydaktycznych w różnych regionach Polski (czy naprawdę tak trudno się wysilić choć troszkę?). Mimo tych trudności – odwiedzić Piekło naprawdę warto!
Piękna złota jesień to wymarzona pora na wyprawę do skalnego rezerwatu pod Niekłaniem: widać wtedy ich znacznie więcej (nie zakrywa ich bujna zieleń), a w dodatku – jeśli chcemy przejść mniej uczęszczanym fragmentem ścieżki dydaktycznej i poszukać ruin starej fabryki – pora jesienna sprzyja temu bardziej niż obfitujące w komary i kleszcze lato (ta część ścieżki dydaktycznej nie idzie drogą, jest dość zarośnięta, m.in. przez bujne paprocie).
Około czterokilometrowa trasa – pomijając przebijanie się przez paprocie w ostatnim odcinku – jest łatwa, poza odcinkiem podejścia pod same skałki (trzeba wtedy zboczyć ze ścieżki), i dwulatek sobie z nią poradzi – choć nam akurat M. zastrajkowała i na większość spaceru wybrała wygodniejszy środek lokomocji niż nogi – ukochaną Tulę. Resztę za to przeszła – dumna i blada – z własnym plecaczkiem. Tak, tak, Mała Podróżniczka rośnie i zaczyna własny bagaż nosić na własnych plecach – póki co stanowi go picie oraz nieodłączni towarzysze podróży: Miś i Bobas, bo więcej ani malutki zgrabny plecak przedszkolaka nie pomieści, ani dziecięce plecki nie udźwigną (ale przyjdzie czas, kiedy M. wyruszy na trasę z “dorosłym” plecakiem, przyjdzie szybciej, zanim się obejrzymy!).
Piaskowcowe skałki w rezerwacie Piekło swoją nazwę zawdzięczają najprawdopodobniej fantazyjnym kształtom (zresztą, “Piekieł” jest w tym rejonie co najmniej kilka…), według legend – są one efektem nocnych diabelskich orgii, które się tam odbywały. My diabła nie spotkaliśmy – za to chwilami mogliśmy się poczuć jak w niebie, patrząc z wierzchołków skałek na cały malowniczy teren oraz wymyślając, do czego są one podobne (świetna rozrywka dla dwulatka!): znaleźliśmy grzyby, ozdobne portale pałacowe z kolumnami, a także – tunele.
Wróciliśmy – jak już wspominaliśmy – mniej uczęszczanym fragmentem ścieżki, przez “starodrzew modrzewiowy” (cytat z tablicy informacyjnej, my modrzewie przegapiliśmy – wina jesieni?) oraz ruiny enigmatycznej fabryki.
M. pierwsza gotowa do drogi – dumna i blada, “uzbrojona” w plecak, który sama wybrała
Jesień, jesień…
Postój i popas – ciepłe picie musi być!
Plecaczek załadowany, gotów do drogi!
Tulowspomaganie
Skałki – piekielne czy niebiańskie?
Skałki tworzą fantazyjne tunele
Rzut oka w głąb
Jaki piękny grzyb tu wyrósł!
“Kolumnada”
Gdzieś tam z tyłu schowały się modrzewie
Tajemnicze ruiny
Choć tablice ścieżki dydaktycznej są mało dydaktyczne, M. żadnej nie odpuści – a nuż zawiera coś ciekawego?
Plecaczek przedszkolaka z pracowni Plachaart to pierwszy plecaczek, który – dzięki regulacji i niedużym rozmiarom – da się dostosować do małych plecków M., przez co świetnie nadaje się na wycieczkę i stanowi “wstęp” do “dorosłego” plecaka. Pomieści skarby – a nie przeciąży malucha. Miękki, milusi i w kolorystyce bliskiej sercu małej miłośniczce natury – podbił serce M. od pierwszego wejrzenia.
Niesamowite miejsce, pochodzę z pobliskiego Szydłowca, a odkryłam Piekło Niekłańskie dopiero w ubiegłym roku, po 50 latach życia obok (mąż nadał wybranym skałom własne nazwy, mamy mnóstwo zdjęć, bo byliśmy zauroczeni i klikaliśmy bez pamięci).
Pozdrawiam,
Elżbieta