Migreny to moje przekleństwo. Kiedy nie miałam dzieci, było w miarę prosto – wystarczyło z bólem zagrzebać się w łóżku w ciemnym pokoju i nie wychodzić, dopóki koszmarny ból nie minął. Od kiedy jednak w moim życiu pojawiły się najpierw Małgosia, a teraz Magda, przestało być łatwo. Bo dziecko – nawet tak mądre jak Małgosia – nie zawsze zrozumie, że mama nie jest w stanie się bardziej twórczo pobawić (lub w ogóle zwlec z łóżka), a i codzienne prośby realizuje z pewnym opóźnieniem.
Taka migrena dopadła mnie następnego dnia po spotkaniu Klubu Mam Ekspertek. M&M-owy Tata akurat musiał na jakiś czas wyjść, a ja zostałam w kropce. Z Magdą – póki co – nie ma większego problemu, tak małemu niemowlakowi wystarczy do szczęścia bliskość mamy i jedzenie, a to – nawet podczas leżenia w łóżku z migreną – nietrudno zaspokoić, Małgosia natomiast chciała się bawić. Wyciągnęła Pychę Michę Granny i – jak na córkę miłośników gier przystało – zażądała kategorycznie emocjonującej rozgrywki.
Przeżyć udało się sposobem. Tata przed wyjściem rozegrał z Małgosią kilka partii, pokazując, na czym gra polega, a potem Córa dała się namówić na samodzielną zabawę z odgrywaniem ról. “Karmiąc” szczeniaczki, przepadła na ponad godzinę, a do mnie dobiegał jedynie hurgot wyskakujących z michy smakołyków, stukot szczenięcych pyszczków pożerających kąski oraz tupot dziecięcych nóg, gdy M. co chwila pokazywała mi pełną lub pustą miskę oraz szczęśliwe nakarmione pieski. Jak widać – na ciszę podczas zabawy nie mogłam liczyć, ale przynajmniej nikt nie kazał mi wstawać z łóżka. Dzięki temu gdy ból głowy pomału mijał, Tata wrócił z misji zakupowej, Dziecię obudziło się po drzemce – można było zagrać już w pełni regulaminowo, całą rodziną… i przepadliśmy. Nie tylko Małgosia. Także my, dorośli, którzy niby wyrośliśmy z dziecięcych gier. Z 10 razy “już mieliśmy skończyć”… i zawsze pojawiało się “jeszcze raz”. Uwaga! Gustowne naklejki-plastry na pieskach nie znalazły się na nich przypadkiem… w porywie emocji gry łatwo o kontuzje. Wprawdzie Małgosia grała bardzo kulturalnie (co jakiś czas próbując tylko stosować nie do końca dozwolone techniki gry), ale my z Kubą chwilami byliśmy bliscy rękoczynów 🙂
Jak widać z powyższej historii, Pycha Micha to gra, która naprawdę wciąga. Proste zasady, ładne wykonanie i tematyka bliska sercu Małej Psiary sprawiły, że przypadła jej do gustu niesamowicie.
Pycha Micha to gra zręcznościowa od 3 lat. Ciut mniejsze dziecko też da sobie bez problemu radę (o ile nie będzie samo próbowało zabawić się w głodnego pieska i pożreć plastikowych przysmaków). Zadanie jest proste: chodzi o to, by szybko, jak tylko w niemal czarodziejski sposób przysmaki uciekną z psiej miski (tak naprawdę żadnych czarów tu nie ma – dno miski podnosi się powoli i jest coraz wyżej, a kuleczki powoli rozsypują się poza miskę), “nakarmić” nimi swojego szczeniaczka (wbić kuleczkę karmy do specjalnego kubeczka – młotka z dziurką). Gra ma trzy warianty:
– Łakomczuch – pożera wszystko jak leci
– Niejadek – je tylko kulki w swoim kolorze
– Zrównoważona dieta – je po jednej kulce z każdego koloru
Zwycięzcą w pierwszym wariancie jest ten, kto zdobędzie najwięcej kulek; w drugim i trzecim – ten, kto najszybciej wykona swoje zadanie. Proste? Niby tak, jednak przy dwóch ostatnich wariantach w ferworze emocji gry łatwo o pomyłkę… na nudę rozgrywki nie można narzekać, zwłaszcza że jedna tura trwa naprawdę niedługo (ok. 10 min, zdarzają się i rozgrywki dużo szybsze).
Zabawa głodnymi kubeczkoszczeniaczkami w przyjemny dla dziecka sposób ćwiczy bardzo ważne umiejętności: spostrzegawczość, kojarzenie i koordynację ruchów. Dostrzec uciekającą kuleczkę (w trudniejszym wariancie jeszcze w odpowiednim kolorze) i pochwycić ją przed innymi – to dla trzylatka prawdziwe wyzwanie. Ale jaka frajda!
Pycha Micha nie należy do gier cichych, co boleśnie odczułam podczas migreny. Jednak jej zalety (pomysł, estetyka, ćwiczenie sprawności oraz różnorodność zadań) z pewnością to rekompensują, podobnie jak drobną uciążliwość z blokującym się czasem mechanizmem podnoszenia miski w sytuacji, gdy znajdująca się na końcu sznurka do obniżania kość ułoży się prostopadle do miski.
Faza przygotowań
Akcja pożerania trwa
I hooop kuleczki do góry!
Uciekają…
…i dalej uciekają…
Paszcza pieska z bliska
Karty do wyboru scenariusza
Kto ma więcej?
Działania niezbyt regulaminowe…
Widać,że gra należy do tych z temperamentem 🙂
Wesołe walki u was w domu nastały ….
zdecydowanie 🙂
super gra! Myślę, że moje dzieciaki tez byłyby zachwycone 🙂 współczuję migren, bo sama z nimi walczę 😦
No i sposob na migrene rozwiozany 🙂
A zabawa jak widac rewelacyjna 🙂
Czuję, że ta gra bardzo spodobałaby się mojemu Maluchowi 🙂