Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Zimą na Mazurach nie poleżymy na kocyku na plaży ani nie zdobędziemy malowniczej opalenizny. Pływanie łódką też może być co najmniej utrudnione, a o życiu towarzyskim i knajpianym lepiej zapomnieć. Jednak o żadnej innej porze roku nie będziemy tak blisko niezwykłej mazurskiej przyrody, a to doznanie niesamowite, podobnie jak – panująca tam cisza, przerywana tylko przez krzyki ptaków…
W takich chwilach człowiek jest sam ze sobą, swoimi myślami, naturą i Bogiem, jeśli w niego wierzy… Doznanie świata staje się wtedy niezwykle intensywne, aż do bólu, a to, co wydawało się ważne w zgiełku miasta, nagle przestaje mieć znaczenie. Odpada farba z tego, co wydawało się takie piękne i cały świat ulega przewartościowaniu. Dowiadujemy się mnóstwa rzeczy o sobie i innych ludziach.
Ja w mazurskiej zimowej ciszy uświadomiłam sobie chyba najważniejszą rzecz w moim życiu…
Spacerem nad Krutynią…
…i po Śniardwach
Piękne zdjęcia!