Odkąd sięgam bardziej świadomą pamięcią, w moim otoczeniu były psy. Na ogół – takie, które same sobie nas (lub kogoś z rodziny) wybrały: znajdy, przybłędy, schroniskowe. Różnych rozmiarów, chociaż generalnie najbardziej lubię te duże, najlepiej czarne, podpalane – rottki. Wiele różnych szkolnych doświadczeń mnie nauczyło, że na ludziach można się zawieść, psia miłość jest bezinteresowna, nie wymaga słów ani tłumaczeń. Na rodzicach można polegać, ale dogadać się – nie zawsze. Pies za to zrozumie.
Kiedy zostałam mamą, nie wyobrażałam sobie, żeby moje dziecko nie miało kontaktu ze zwierzętami, starałam się wpoić mu miłość do istot całego świata i szacunek, z poszanowaniem ich indywidualności. M. od urodzenia ma kontakt z dwoma psami (nie mieszka z nimi póki co, ale widuje przez kilka godzin co najmniej dwa razy w tygodniu), o wcale nie takich łatwych charakterach. Jakoś udało nam się ominąć etap ciągnięcia za ogon, wsadzania palców w oczy, M. też umie bardzo delikatnie głaskać. Większych konfliktów nie odnotowałam. Zdarzyło mi się za to przyłapać dziecko na bieganiu z miską pełną karmy za Małą (całe szczęście nie za Dużym, który jest znacznie bardziej fumiasty), z zapędem nakarmienia pieska, a także na piciu wody łyżeczką z psiej miski. Żyje, ma się dobrze. Chorób przewodu pokarmowego nie odnotowano. Wręcz przeciwnie – według speców od alergii, dzieci wychowujące się ze zwierzętami są zdrowsze i mniej podatne na uczulenia niż ich rówieśnicy chowający się w warunkach “sterylnych”.
M. uwielbia psy – leci do każdego spotkanego na spacerze; nauczyłam już ją ostrożności (przecież nie każdy pies ma obowiązek lubić małe dzieci, są różne psy i różne dzieci, nie kuśmy losu): wie już, że trzeba pytać, “cy mozna głaskać”. Oczywiście – jak można, to szeroki uśmiech. Jak nie można – podkówka…
Mając małe dziecko i psa pod opieką, trzeba oczywiście cały czas mieć je na oku (zwł. na początku “współpracy”, gdy dziecko jest malutkie i mało jeszcze rozumie), bo wiadomo, jedno i drugie czasem potrafi być nieobliczalne. Wymaga to koncentracji i wysiłku, ale uważam, że warto. Dziecko chowające się ze zwierzakiem uczy się wrażliwości, odpowiedzialności i szacunku dla innych istot żywych. Ma też przyjaciela, na którym może polegać. Jest zdrowsze i bardziej otwarte wobec świata. I – co coraz ważniejsze w dzisiejszym świecie – pies zmusza do aktywności i spacerów. Mając psa w domu, nie da się spędzić całego dnia przy komputerze…
Pingback: Bajkowy projekt blogowy: Australia w barwach emocji, czyli bajki, które leczą | W podróży przez życie
Pingback: Wokół psiego ogona – Bajkowy projekt blogowy: Ameryka Północna | W podróży przez życie