Umiejętność czytania mapy – rzecz niełatwa i dla dorosłego, co dopiero dla dziecka. Czy można więc jej nauczyć niespełna dwuipółlatkę? W pełni oczywiście nie – chociażby dlatego, że maluch nie przeczyta napisów. Kiedy jednak dziecko często widzi rodziców wodzących palcem po mapie i samo chce ją obejrzeć oraz dowiedzieć się, o co w niej chodzi – nie wolno mu tego bronić. Co więcej – im bardziej dziecko uczestniczy w planowaniu oraz przebiegu wypraw, patrzy na ścieżkę przed siebie i widzi odpowiednik tej ścieżki na mapie, dowiaduje się, ile jeszcze zostało do przejścia oraz co będzie po drodze – tym chętniej będzie brało udział w wycieczkach. Proponujemy więc (o ile dziecko jest chętne) naukę czytania mapy potraktować w kategoriach prostej zabawy – i nie wymagać konkretnych efektów.
Dziś więc urządziliśmy sobie małe zajęcia z czytania mapy: rozłożyliśmy ją w pokoju i zaczęliśmy oglądać, co się na niej znajduje. Odbyliśmy też wirtualną wycieczkę w Beskid Niski.
Do zabawy najlepsza jest mapa laminowana lub obklejona – dwulatek nie grzeszy delikatnością.
Uczymy się rozpoznawać podstawowe kwestie: to zielone to jest LAS. Odnalezienie na mapie i wskazanie lasu nie okazało się najmniejszym problemem.
Znacznie trudniejsze okazało się odróżnienie dróg, ścieżek i szlaków, ale – nie od razu Kraków zbudowano!
Czemu taka duża wieś jest na mapie taka malutka?
Ta plama to jezioro!
Hmmm, gdzie by tu pójść?
M. – jak na dość konkretne dziecko przystało – zdecydowanie zastrajkowała na odbycie wirtualnej wycieczki po mapie palcem. Nieee, musi być ktoś, kto tę wycieczkę odbędzie! Przydatny okazał się przywieziony ze spotkania Klubu Mam Ekspertek prześmieszny malutki aniołek Sonny Angel – jego małe nóżki dzielnie przemierzały szlaki, a potrzeba konkretu M. została zaspokojona. Z doświadczenia więc polecamy użycie do zabawy jakiejś malutkiej laleczki (jak nasz aniołek – musi być dostatecznie mała, by nie zasłaniać mapy), wtedy zabawa nabierze rumieńców, bo co innego odbywać wyprawę w wyobraźni, a co innego – wyprawić na nią bohatera!
Aniołek wędruje… i teraz wszystko gra!
Szlak graniczny na pewno jest ciekawy. Aniołek na swoich skrzydełkach trochę swobodnie potraktował granicę, ale służby graniczne takiemu gościowi przecież wybaczą….
Aniołek jest pierwszą tak malutką laleczką (pomijając figurki z Duplo, ale to inna kategoria) w rączkach M. – jak widać, radzi sobie z nim doskonale, a sam śmieszny stworek-golasek zyskał dużą sympatię, przede wszystkim w roli Turysty!
Dla dziewczynek taka mała laleczka to musi być dopiero fajna rzecz 🙂
Pingback: Ćwiczenia z mapą – cz. 2 | W podróży przez życie
Pingback: Mały turysta – Dziecko na warsztat: finał | W podróży przez życie
Pingback: P jak przewodnik | W podróży przez życie