Dziś – po “Antarktydowej” zapowiedzi – czas na właściwy start Bajkowego projektu blogowego.
Ponieważ Małgosia jest jeszcze co nieco za mała na naukę o kontynentach i państwach, dla nas “pretekst kontynentalny” służy wyprawie w różne aspekty bajek i pokazanie, jak pomagają one żyć – na różnych poziomach znaczenia tego zwrotu.
Zaczynamy od książki australijskiej psycholog Doris Brett “Bajki, które leczą” (Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2002). Dwutomowa książka ma na celu przybliżenie wybranych aspektów bajkoterapii i pokazanie, jak za pomocą umiejętnie skonstruowanej opowieści możemy pomóc dzieciom oswoić się ze zmianami, przezwyciężyć lęki etc.
Bardzo istotną częścią książki jest wstęp, traktujący o tym, jak opowiadać dziecku historie, by spełniały one swoje terapeutyczne zadanie. W skrócie sprowadza się to do kilku tez:
1. Rozpoznać problem i postawić się na miejscu dziecka
2. Sprawić, by mogło identyfikować się z bohaterem
3. Wybór odpowiedniego imienia i okoliczności opowiadanej historii
Każdy kolejny rozdział składa się z dwóch części, realizujących wyżej zarysowane tezy: zarysowania problemu i sposobów radzenia sobie z nim oraz “oswajającej go” opowieści.
My – ze względu na niedawne a bardzo ważne zmiany w naszym życiu – wzięliśmy na warsztat rozdział poświęcony pojawieniu się na świecie rodzeństwa. Lektura jego pierwszej części dostarczyła mi wielu cennych wskazówek, jak rozmawiać z dzieckiem o jego rodzeństwie, jak radzić sobie z negatywnymi emocjami (a tych nie należy tłumić, o nie! dla mnie sposób ich rozładowywania wciąż jest czarną magią… może dlatego, że jeszcze nie nastąpił poważniejszy kryzys, ale przygotowanym być trzeba…) i jak sprawić, by – nie z przymusu – tych pozytywnych było jak najwięcej. Rozdział mądry, dojrzały – i co cenne, pozbawiony moralizowania.
“Najbardziej zaskakujące w związku, jaki łączy rodzeństwo, nie jest jednak to, że zawiera tyle negatywnych uczuć, ale to, że tak liczne rodzeństwa umieją dotknąć kamienia filozoficznego, tej magicznej substancji, która – jak wierzyli alchemicy – potrafiła przekształcić zwykły metal w złoto. Z ciemnych uczuć zazdrości, chciwości, lęku i złości udaje im się wydobyć altruizm, szczodrość, troskę i miłość. Taka transformacja nie odbywa się oczywiście w sposób magiczny. Wymaga czasu i wysiłku ze strony rodzeństwa, a wsparcia i zrozumienia ze strony rodziców” (s. 95).
Opowiadana bajka – o małej dziewczynce, której ma się urodzić siostra – to w zasadzie relacja z rozmów prowadzonych przez dziewczynkę z mamą, wzbogacona o liczne przypisy i komentarze psychologa. Bajka pomaga dziecku wytłumaczyć wiele ważnych kwestii, a rodzicowi – dostarcza cennego materiału. Ja nauczyłam się wiele (a przy okazji odkryłam, jak wiele – zupełnie intuicyjnie – robimy “właściwie”, pękam z dumy!), a ile Małgosia zrozumiała – zobaczymy.
“Dzieci myślą, że jeśli ktoś inny dostaje większy kawałek miłości, to im zostanie ten mniejszy. Ale nie mają racji.
– Nie mają racji? – zdziwiła się Ania. To, co powiedziała mama, brzmiało całkiem rozsądnie.
– Tak – odparła mama – mylą się, bo z miłością nie jest tak jak z ciastem. Jest zupełnie inaczej. Miłość to coś bardzo magicznego. Pamiętasz tę baśń, którą niedawno ci czytałam, tę o worku złotych monet i o tym, że kiedy wyjmujesz monetę, by ją wydać czy oddać, w worku tworzy się jeszcze więcej monet? Im więcej ich bierzesz, tym więcej powstaje nowych. Nigdy nie przestają się tworzyć i zapas monet nigdy się nie wyczerpuje, ponieważ worek sam się napełnia, zawsze, kiedy coś wyjmujesz. (…) Miłość jest jak ten czarodziejski worek – im bardziej kochasz ludzi, tym więcej miłości ci zostaje do ofiarowania” (s. 102).
“Kasia bywa nieznośna – pomyślała – ale czasem jest bardzo fajna. Może to nie będzie aż takie straszne mieć siostrę” (s. 114).
Mam nadzieję, że do takiego wniosku dojdzie też i Małgosia. A póki co przeszliśmy do rozładowywania emocji w kreatywny sposób.
Kolejną częścią zabawy było przelanie emocji na papier i stworzenie opowieści w obrazach. Małgosia chwyciła farby w dłoń i namalowała kilka obrazków, których tematem przewodnim była Dzidzia. … Hmmm, dzieła powstały także na spryskanej farbą ścianie, bo Mała Artystka do stopnia przejęła się aktem tworzenia i ekspresji, że zapomniała o bożym świecie…
Spacer po lesie w słoneczny dzień z Dzidzią i Jukim (kto nie wie, czemu każdy porządny pies musi być czarny, niech zajrzy tutaj)
Magda podczas zabawy
Wózek na spacerze
Ufff, chyba jednak dominują pozytywne emocje…
A co w ramach projektu wymyślili inni? Zajrzyj!
Ha, ha, fajnie 🙂
Zaskakujące potraktownaie tematu, ale bardzo trafne ;)! Super to wyyśliłaś ;)!
A bo ja wszystko po swojemu robię 🙂
Ale świety pomysł! Pękam z ciekawości co będzie dalej.
to się nazywa pomysł! Bardzo mądry i potrzebny temat 🙂
Bardzo podoba mi się Wasze doświadczanie emocji i sztuki 🙂 Piękne.
Jakże odmienne ujęcie tematu, świetny pomysł!