Jedyny dzień wyjazdu Bożociałowego z jaką taką pogodą, a więc – ruszamy w góry! Na przekór wszystkiemu, deszczom konwekcyjnym widocznym na prognozach, chmurom pokrywającym szczyty oraz mżawce, która powitała nas w czeskiej miejscowości Krasna, skąd planowaliśmy wejść na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego, czyli Lysą Horę (1324 m n.p.m.).
Co zaplanowaliśmy, to i zrobiliśmy, choć początki były ciężkie: niewyspana M. zaczęła dzień reakcją „nie” na wszystko (nie robiło więc różnicy, czy byśmy zostali na noclegu, czy ruszyli na spacer – tak samo było ciężko), dopiero po drzemce na świeżym powietrzu odzyskała wigor i humor. Zanim zasnęła, nie chciała nawet kawałka drogi ujść, więc Tula była cały czas w użyciu. W dodatku mżawka przeszła w ulewę – na szczęście szliśmy przez krytyczny odcinek przez las, pod dość szczelnym „parasolem” z drzew, więc nawet za bardzo nie namokliśmy, ale zbyt wiele poza ścianą deszczu i mgłami z podejścia żółtym szlakiem na Lysą Horę przez Malchor nie pamiętamy. Sam szczyt tonął we mgle, że z trudem zauważyliśmy potężną bryłę obserwatorium meteorologicznego (obecny budynek z lat 50. XX w., jednak korzeniami sięga on końca XIX w.)
Na szczycie posililiśmy się w prowizorycznym schronisku (trwa odbudowa obiektu spalonego w latach 70. XX w.), M. opieczątkowała co się dało – i po tej krótkiej przerwie przekonaliśmy się, że pogoda się poprawiła, a mgła zaczęła się rozwiewać. Zejście niebieskim szlakiem nawet obfitowało więc w widoki, a po pierwotnej stromiźnie ścieżka zaczęła iść ładną trawiastą drogą, po której M. chętnie brykała – z nieodłącznym tego dnia Bobasem.
Minęliśmy dość dziwny pomnik harcerzy poległych w czasie II wojny światowej i za czerwonymi znakami weszliśmy na Kykulkę (996 m n.p.m.), na którą M. bardzo dzielnie podchodziła, a następnie z przełęczy za nią – zielonym szlakiem zeszliśmy do Doliny Borowego, gdzie senny i zmęczony już bzik zaczął… wcinać rumianki, a następnie usiadł w kałuży (tak, tak, dlatego tak podkreślamy, że warto zabierać zmianę ubrań na wycieczkę). Bez większych przygód zeszliśmy z powrotem do Krasnej.
Dojazd:
Krasna leży na południe od Frýdka-Místka, trzeba się kierować drogą na Nošovice, a następnie w miejscowości Pražmo skręcić na Krasną.
Start
Góry w deszczu
Chwila przejaśnienia po ulewie
Na szczycie
Jak ktoś głodny, to niekoniecznie wyszukane jedzenie też smakuje
COŚ spod szczytu widać
Dziwny pomnik
No co się tak ociągacie?!
Podczas wycieczki towarzyszyło nam nosidełko Tula.
wow fantastyczna wyprawa :-))) podziwiam 🙂
żeby jeszcze taka pogoda (choć taka!) była dłużej…
Pingback: Z wizytą w kuchni u sąsiadów – Dziecko na warsztat: kulinaria | W podróży przez życie
Pingback: Nasze naj, naj, naj… 2013 | W podróży przez życie