Gdy w brzuszku burczy…

Chyba żaden maluch się nie uchowa bez piosenki o misiach, co pojechały do lasu, narobiły hałasu, a potem zgłodniały:

Zjadły misie plastrów sześć
I wołają: “jeszcze jeść!”

Chociaż tekst nie jest zbyt wysokich lotów, zawiera bardzo istotną prawdę: dzieci na wycieczkach, gdy nałykają się świeżego powietrza, przeraźliwie szybko robią się głodne… i choć czasem emocje przesłaniają głód, to pusty brzuszek ma też swoje prawa. Starszak zje kanapkę, “poprawi” jabłkiem oraz batonikiem i będzie zadowolony. Natomiast karmienie malucha na wycieczce nie zawsze jest proste, nie zawsze mamy warunki, by przygotować to, co wybredne dziecię zechce spożyć. M. jest niejadkiem i nieraz bywało trudno. Poniżej kilka sprawdzonych sposobów, jak nie “rozregulować” rytmu jedzenia dziecka, a zarazem – nie być przywiązanym do tego, by wracać do domu na każdy posiłek.

NIEMOWLAK

Wiadomo, dla najmniejszych maluchów najlepsze jest mleko mamy, a w warunkach turystycznych – jednocześnie najłatwiejsze do podania: zawsze jest pod ręką, zawsze też ma odpowiednią temperaturę, niezależnie od pory roku. Kłopotem może być tylko karmienie piersią w miejscach niezbyt odludnych – mimo że jestem fanką tego typu karmienia, to w miejscach publicznych lubiłam zadbać o intymność: poszukać osamotnionej ławeczki w parku; zachowanie dyskrecji może ułatwić też umiejętnie przewiązana chusta, szaliczek lub kapturek od nosidełka (nasza Tula ma taki 🙂

Kiedy z różnych powodów decydujemy się na mleko z butelki, staje się łatwiej i niełatwiej zarazem. Łatwiej, bo jest to szybszy sposób karmienia (dziecko opróżnia butelkę w parę minut, pierś może ssać i godzinę…), no i mniej bezpośrednie mamy nie muszą się tak martwić o dyskrecję – choć i tak dziecko przy jedzeniu powinno mieć zapewniony spokój. Trudniej, bo trzeba zadbać o to, by pokarm zawsze był świeży, czyli oznacza to konieczność zabierania ze sobą odmierzonych porcji mieszanki (przydatne tu są różne pojemniczki do przechowywania pokarmu, np. BabyOno) lub wręcz – jak nie możemy przewidzieć, ile zje dziecko – bieganie z całą puszką (choć koleżanka pracująca z żywnością twierdziła, że w MM nic się nie może zepsuć i rozrabiała rano butlę na cały dzień). Bardzo ważna jest też odpowiednia temperatura mleka, my chodziliśmy z termosem – jednak przez cały dzień temperatura w termosie się zmienia, więc w efekcie oznaczało to konieczność noszenia termosu z gorącą wodą oraz butelki z zimną i rozrabiania mieszanki na bieżąco. Trochę dużo rzeczy do zabrania (i trud sprawdzania, czy temperatura jest ok), ale przynajmniej mieliśmy spokój, że M. pije ciepłe mleczko także w zimne dni. Niedawno zetknęliśmy się z butelką samopodgrzewającą, która z pewnością stanowi ciekawą alternatywę dla zestawu termos + butelka z zimną wodą. Coraz popularniejsze robią się też termobutelki, działające na zasadach termosu.

DSC_8037

MAŁE DZIECKO

Od kiedy maluch zaczyna jeść obiadki, to karmienie na wycieczkach staje się wyzwaniem. Na krótki spacer można dalej brać mleko, rozszerzyć to o chrupka czy kawałek chleba oraz owocki w miseczce/słoiczku, ale w przypadku całego dnia już się tak nie da.

Dla nas pomocą były dania słoiczkowe w połączeniu z podgrzewaczem samochodowym. Podgrzewacz samochodowy to super sprawa, tylko trzeba pamiętać, że działa baaaardzo wolno: aby słoiczek się dobrze podgrzał, latem trzeba było czekać ok. 30 min, zimą ten czas się wydłużał do godziny! Staraliśmy się dzień planować tak, by M. miała ciepłe drugie śniadanie przed dłuższym spacerem, a później – w jego trakcie – dawaliśmy owocki. Jeśli byliśmy cały dzień w górach (bez części “samochodowej”), to odwracaliśmy kolejność i najpierw podawaliśmy owocki, a potem, jak doczłapaliśmy do schroniska – prosiliśmy o podgrzanie obiadku. W przypadku dziecka, które dopiero uczy się jeść, trzeba też pamiętać o zapasie śliniaczków i mokrych chusteczek, oraz o zabraniu więcej niż jednej łyżeczki – lubią się gubić, nam też kilka się złamało.

Jeśli chodzi o rzeczy niepotrzebne, to kiedyś zaopatrzyliśmy się w łyżkę z dozownikiem (wkłada się jedzenie do łyżki i karmi) – wydawała nam się taaaka praktyczna. Nie użyliśmy ani razu. 🙂

DSC_3437

TROCHĘ STARSZY MALUCH

W miarę rozwoju dziecka jest coraz łatwiej z karmieniem i zapewnieniem źródła energii. Teraz na spacerach M. podjada nam kanapki (nie za dużo, ale zawsze), obowiązkowym elementem każdego spaceru jest okruszek czekolady (“Gosia ce kolade!”), a kiedy zatrzymujemy się zjeść coś ciepłego – M. je to, co my. Okazała się szczególną amatorką pierogów i… pizzy (nie jest to zdrowa żywność, jednak o ile nie jest to element codziennej diety, to nie widzimy problemu). Niecierpliwie wyczekujemy dnia, gdy M. zje całą kanapkę na spacerze 🙂

DSC_5363

One thought on “Gdy w brzuszku burczy…

  1. Pingback: Co zabrać na wycieczkę z maluchem, czyli czemu ten plecak tyle waży??? | wpodrozyprzezzycie

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s