Przez parę dni byliśmy w Górach Izerskich, zanim udało nam się w nie wyruszyć – tegoroczna majówka nie rozpieszczała nas pogodą. Jednak wreszcie się udało i udaliśmy się za pobliską czeską granicę. Wystartowaliśmy spod schroniska Smědava w kierunku Jizery (1122 m n.p.m.), niepewni, czy ten w sumie nieduży spacer uda się w ogóle zrealizować – nad nami gromadziły się ciemne chmury, przez pewien czas pokapywało, ale na szczęście przestało. Na jakiś czas oczywiście.
Szliśmy spod schroniska niebieskim szlakiem, drogą, natrafiliśmy nawet na parę… schronów – to pozostałości umocnień granicy z Niemcami budowanych w latach 1935-38; śladami fortyfikacji są także spotykane w tym rejonie drogi z płyt betonowych (łącznie z miejscami do zawrócenia czołgu) oraz wzmocnione mostki).
Doskonałym towarzyszem podróży okazał się drewniany piesek do ciągnięcia (z Ikei chyba): cierpliwy, wytrzymały na urazy i niechwytający brudu (oczywiście, po przejściu kawał drogi przez kamienie i błotko poobijał się i ubłocił co nieco, ale w granicach przyzwoitości). Piesek pomagał nam prostować kurs trasy („Gosia goni pieskaaa!” I kłus za pieskiem zamiast do strumienia 🙂
Góry Izerskie okazały się w maju tego roku przede wszystkim bardzo… mokre (mokre są z natury, pełne torfowisk i bagienek, ale w tym roku z racji opóźnionej wiosny już w ogóle wszystko płynęło). Z podmokłych łąk spływało mnóstwo strumieni, było też wiele malutkich stawików i jeziorek. Szliśmy więc – tam gdzie nie było drogi utwardzonej ani kładek – z głośnym akompaniamentem „ciap, ciap!”
Szczególnie mokry i obfitujący w niespodzianki był odchodzący od idącego drogą niebieskiego – szlak żółty, prowadzący na szczyt Jizery (szlak prowadzi w tę i z powrotem, nie ma możliwości przejścia dalej przez szczyt), M. wylądowała więc w Tuli, skąd podziwiała widoki oraz płynące ścieżką i po kamieniach strumyczki.
Szlak idzie poprzez las, zniszczony wskutek kwaśnych deszczy z lat 80. XX w. – kikuty obumarłych drzew przypominają o zgubnych skutkach działalności człowieka, a potem – rezerwat “Prales Jizera” chroniący resztki pierwotnej świerczyny. Wierzchołek góry zdobią malownicze skałki, my natrafiliśmy także na całkiem spore płaty śniegu – w jeden udało mi się całkiem nieźle zakopać.
Szczyt Jizery
Widoki z góry
Ponieważ wbrew obawom po zejściu z Jizery nie padało, postanowiliśmy ruszyć dalej (z nieodłącznym pieskiem oczywiście), w kierunku Černej Hory (1085 m n.p.m.), przez którą prowadzi jeden z najdłuższych „drewnianych chodników” w Górach Izerskich – ciąg kładek jest rzeczywiście imponujący. Do tego dochodzą jeszcze „szlaki w bok” prowadzące do pobliskich skałek, po których sobie trochę Kuba poszalał.
Był plan, żeby pójść dalej, w stronę kolejnych skałek, ale pogoda zdecydowała się, że będzie brzydka, więc wróciliśmy drogą do Smědavy (prawie na sucho nam to uszło 🙂
Snezne Vezicki
Zawrotka na czołg
Łącznie: 20 GOT
Podczas wycieczki towarzyszyło nam nosidełko Tula.
Pingback: Co zabrać dziecku na jesienny wyjazd? | W podróży przez życie
Pingback: Z wizytą w kuchni u sąsiadów – Dziecko na warsztat: kulinaria | W podróży przez życie
Pingback: Nasze naj, naj, naj… 2013 | W podróży przez życie
Pingback: W czeskiej Narnii – Góry Izerskie zimą (foto) – cz. 1 | W podróży przez życie
Pingback: W czeskiej Narnii – Góry Izerskie (foto), cz. 2 | W podróży przez życie
Pingback: Bajkowy projekt blogowy: Antarktyda, czyli bajecznie żegnamy zimę | W podróży przez życie